Transparency International
opublikowało najnowszy raport, dotyczący wskaźnika postrzegania korupcji na
świecie. Wskaźnik CPI, o którym tu mowa, ma swoje wady i zalety. Niestety korupcja, jak wszystkie zjawiska związane z gospodarką cienia, jest zjawiskiem słabo
mierzalnym. Dlatego też brak jest wskaźników idealnych. CPI przede wszystkim jest
wskaźnikiem, który wynika z odczuć podmiotów biorących udział w badaniu. Stąd
też wskazuje się, że państwa o dobrej opinii mają niejednokrotnie zawyżone
wyniki (jest to częsty zarzut w prasie niemieckiej, która dość powszechnie
uważa, że w istocie korupcja w Niemczech jest dużo większa i mocniej
zakorzeniona). Z drugiej strony działania władz publicznych „pod publiczkę” (np.
powoływanie biur antykorupcyjnych, wprowadzanie nowych regulacji prawnych), powodują
często wzrost w rankingach, mimo niewielkiego spadku rzeczywistego. Wynika to
także częściowo z faktu, że często beneficjentami takich programów są
organizacje biorące następnie udział w badaniach Transparency International.
W najnowszym badaniu Polska
wypada nadspodziewanie dobrze – na 100 punktów uzyskaliśmy 60. Jeszcze dekadę
temu uzyskiwaliśmy wynik na poziomie 31 punktów (w okresie afery Rywina), gdzie
wyniki poniżej 30 zarezerwowane są raczej dla państw upadłych. Na szczęście od tego czasu systematycznie
pniemy się w powyższym rankingu do góry. Dzieje się to dzięki instytucjom,
które może dla nas są oczywistością, jednakże u naszych sąsiadów wciąż nie są
do przyjęcia. Wymienić tu trzeba w pierwszym rzędzie powołanie CBA,
ograniczenia prowadzenia działalności gospodarczej przez polityków, jawność ich
majątków, zakaz finansowania partii politycznych przez biznes, wprowadzenie
klauzul depenalizacyjnych do polskiego ustawodawstwa antykorupcyjnego. Pomaga
również polska mentalność, która nakazuje nie dopuszczać do polityki ludzi z
pokaźnym majątkiem. W ten sposób dystansujemy z roku na rok już nie tylko
Rumunię i Bułgarię, ale także Czechy, Węgry, czy Słowację. Ostatni kryzys
finansowy przyczynił się także do przeskoczenia w badaniach państw południa
Europy. W tym tempie, przy wsparciu niezależności CBA, rozsądnej polityce
przetargowej, oddzieleniu polityki od biznesu, wzmocnieniu wymiaru
sprawiedliwości i dbaniu o procedury kontrolne, możemy w ciągu następnej dekady
dołączyć do grona państw o tradycyjnie niskim poziomie korupcji. Kilka lat temu
było to nie do pomyślenia, dzisiaj Austria i Francja znajdują się już w zasięgu
wzroku.
Gdyby ktoś chciał zapoznać się
bliżej z samymi badaniami, ich metodologią, jak również z wynikami za lata
ubiegłe, polecam źródło
Jak widać o wysoki rezultat w
badaniu TI warto walczyć również ze względów gospodarczych. Państwa o niskim
wskaźniku korupcji jawią się jako bardziej atrakcyjne dla inwestorów, co staje
się istotne zwłaszcza w przypadku gospodarek, które tracą swoją konkurencyjność
wraz ze wzrostem kosztów pracy. Tak samo państwa bogatsze z zasady są mniej
skorumpowane, choć nikt niestety nie udowodnił, czy to korelacja, czy
przyczynowość.
Dyskusja o CPI i o korupcji to
także istotny argument w sporze o sposób finansowania partii politycznych.
Jakkolwiek uwierać nas może finansowanie partii politycznych z budżetu (co jest
najzupełniej w świecie normalne, że obywatelom doskwiera świadomość, że ktoś
dostaje pieniądze z im podatków), to taki sposób może okazać się całkiem
efektywny i racjonalny z punktu widzenia państwowości, zwłaszcza zestawimy go
ze ścisłym związkiem biznesu i władzy, jaki ma miejsce za naszą wschodnią
granicą. Ukraina i Rosja w najnowszym rankingu znajdują się gdzieś w połowie
drugiej setki, praktycznie na samym dnie rankingu.