niedziela, 4 sierpnia 2013

Wszyscy w tym siedzimy (@RandomJog)


Pewnie już zauważyliście, że w ostatnich tygodniach część argumentów w toczącej się dyskusji o OFE stała się bardziej personalna, niż merytoryczna. Oczywiście obrzucanie się błotem świadczy o tym, że emocje utrzymują się na wysokim poziomie i uczestnicy dyskusji czują, że nie mogą zbyt wiele zrobić, aby przekonać drugą stronę.
Jednak najbardziej rozbawiający jest argument – poruszany przede wszystkim przez zwolenników ograniczenia działalność OFE -  o tym jakoby przeciwnicy rozwiązań rządowych byli uwikłani „układami”, które pozbawiają ich obiektywizmu i wiarygodności. I nie chodzi mi o to, że nie ma tu żadnego konfliktu interesów, bo taki konflikt jest. Chodzi mi raczej o to, że podobny konflikt interesów dotyczy praktycznie wszystkich obywateli tego kraju i dlatego ten argument jest po prostu bez sensu!
Przyjrzyjmy się temu z bliska, najpierw przyglądając się przeciwnikom, a następnei zwolennikom zmian w systemei funduszy emerytalnych


1) Jeżeli chodzi o przedstawicieli PTE/OFE, to konflikt interesów wydaje się oczywisty. Pracownikom tego sektora w naturalny sposób zależy na uniknięciu likwidacji miejsc pracy. Z kolei analitycy bankowi i osoby związane z rynkiem kapitałowym pewnie nie są już objęte tak widocznym konfliktem interesów, ale pewna „szara strefa” pozostaje – choćby dlatego, że OFE są często klientami banków (kupują i sprzedają obligacje) i uczestnikami rynku giełdowego (akcje). Innym „niezależnym” ekonomistom można z kolei zapewne wyciągnąć z CV okres kiedy pracowali dla instytucji finansowych lub organizacji współsponsorowanych przez PTE. Tyle, że to nie jest szczególnie zaskakujące (a na pewno nie oburzające), gdyż każdy kto jest publicznie aktywnym ekonomistą pewnie ma taki epizod w CV. Po prostu OFE stały się zbyt dużym graczem na rynku, żeby doświadczony komentator ekonomiczny nie miał z nimi żadnego kontaktu.

2) Ciekawsze wydaje się spojrzenie na konflikt interesów wśród zwolenników zmian w systemie emerytalnym. Po pierwsze, mamy wypowiedzi przedstawicieli rządu i polityków, gdzie obiektywizm jest z definicji wątpliwy. Likwidacja OFE oznacza bowiem niższy dług i deficyt, a więc brak konieczności zaciskania pasa przed wyborami. Chyba wszyscy mogą zgodzić się, że konflikt interesów jest tutaj duży, przypominając w skali - tak powszechnie wypominany - konflikt interesów dotyczący przedstawicieli OFE. Po drugie, wśród zwolenników zmian w systemie emerytalnym znajdziemy wielu profesorów lub pracowników naukowych, którzy od wielu lat wiązali swoją karierę z instytucjami rządowymi (np. jako doradcy etc.) lub uniwersytetami/instytutami/Radami etc.  finansowanymi z budżetu Państwa. Tu też łatwo pokusić się o przypuszczenie konfliktu interesów (porównywalne do przypadku analityków bankowych).

Niezależnie od tego w oczy rzuca się zupełnie inny podział, automatycznie tworzący konflikt interesów. Otóż – oczywiście zupełnie przez przypadek –zdecydowana większość zwolenników rozwiązań rządowych to osoby w wieku około 50-60 lat, którym pozostało relatywnie niewiele czasu do emerytury. Z drugiej strony przeciwnicy tych rozwiązań to zazwyczaj, choć nie zawsze, osoby młodsze (około 20-40 lat). Konflikt interesów jest dosyć oczywisty. Osobom, które wkrótce przejdą na emeryturę zależy na natychmiastowej poprawie stanu finansów publicznych, ale nie na skutek cięcia wydatków, tylko innych jednorazowych wydarzeń (zmian w sektorze emerytalnym lub prywatyzacji). Dzięki temu bieżące emerytury będą mogły być indeksowane szybciej, bo „likwidacja OFE” stworzy do tego odpowiednią przestrzeń w budżecie. Ponadto dzięki unknięciu cięć budżetowych, takie osoby nie będą musiały się obawiać ograniczenia wydatków na służbę zdrowia – usług z których zapewne korzystają częściej niż osoby młodsze. Z kolei młodzi bardziej martwią się konsekwencjami długoterminowymi i wcale nie zależy im na tym, aby obecne emerytury były indeksowane w wysokim tempie. Co więcej, młodsze osoby po prostu mają większy apetyt na ryzyko i nie obawiają się aż tak bardzo zagrożeń związanych z rynkiem kapitałowym.
Jest to po prostu – wciąż jeszcze nieuświadomiony i występujący na niewielką skalę – konflikt międzypokoleniowy. Myślę, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że te podziały będą się ujawniać i pogłębiać w kolejnych latach.

Jak widać o konflikt interesów w dyskusji o OFE można posądzić praktycznie każdego. Dlatego właśnie ten argument nie ma większego sensu i schodzenie do tego poziomu do niczego nie prowadzi. Może po prostu pogodzić się z tym, że w sprawie emerytur różne grupy mają różnej preferencje i pamiętać o tym, gdy słyszymy wypowiedzi zarówno jednej jak i drugiej strony. Obrzucanie błotem tu nie pomoże.
Zamiast tego lepiej, żeby dyskusja obracała się wokół argumentów merytorycznych, ale jak zwykle chyba nie można oczekiwać zbyt wiele...

@RandomJog