Kilka
lat temu rozmawiałem z członkiem zarządu jednej z sieci handlu
wielkopowierzchniowego. Zbił mnie z pantałyku, chwaląc związki zawodowe.
Pomyślałem sobie, że zwariował, ale jego argumentacja była całkiem logiczna.
Szefowie sklepów i działów w sklepach wykorzystywali pracowników lekce sobie ważąc prawo pracy (słynne siedzenie w pielusze na kasie), trudno ich było upilnować z centrali. Pracownik w rachunku kosztów stanowił tylko relatywnie niewielki procent, natomiast
ewentualna strata, zwłaszcza wizerunkowa, był nie do odpracowania w krótkim czasie. Przykładem miała tu być Biedronka, która przez kilka lat zmagała się z łatką pracodawcy wyzyskującego. Od czasu utworzenia związków zawodowych
w sieciach handlowych problem właściwie zniknął i, jak to określił menedżer,
związki przejęły de facto część obowiązków działu kontroli wewnętrznej.
W
przyszłym roku rozpoczyna się roczny maraton wyborczy. Już dzisiaj partie
zwierają szyki, liczą pieniądze na koncie i liczbę szabel do zmobilizowania.
Rządząca Platforma chciałaby oczywiście przedłużyć swoje rządy, opozycja
pragnie uszczknąć kawałek tortu bądź też zagarnąć jego całość. Tak się dziwnie
składa, że dwie największe partie opozycyjne, czyli PIS i SLD, popierane są
przez związki zawodowe, odpowiednio przez Solidarność i OPZZ. Nawet jeśli to
poparcie nie jest bezpośrednie, to atmosfera wśród związków i związkowców nie jest dla rządu przychylna.
Czas więc wypuścić harcowników i zająć się antagonizowaniem społeczeństwa.
Nie
dalej jak dwa dni temu w Rzeczpospolitej wyczytałem:
Jan Filip Libicki, senator PO: Powiedzmy to wreszcie
jasno: miejsc pracy nie tworzą związkowcy, a pracodawcy. Związkowcy broniący
swoich gwarantowanych posad etatowych, powinni o tym szczególnie pamiętać, w
czasach spowolnienia gospodarczego. Kiedy Piotr Duda, szef „Solidarności"
zapowiada, że nie zamierza negocjować w sprawie elastycznego czasu pracy,
związki zawodowe wychodzą ze spotkania w Komisji Trójstronnej i stają się
przybudówkami partyjnymi, a związkowcy bronią swoich partykularnych interesów
zamiast dbać o pracowników" i dalej: "jest tu prosta zależność: im więcej związków zawodowych w danej firmie, roszczeń i przywilejów względem pracodawcy, tym gorsza kondycja firmy."
Oczywiście Pan Senator żadnych badań nie przytacza,
ale w świat idzie wiadomość, że związki zawodowe przyczyniają się do bankructw
firm. Tu wypadałoby powiedzieć "sprawdzam" i zapytań o badania, które pokazują zależność między uzwiązkowieniem zakładu pracy a jego kondycją rynkową.
Dzisiaj otwieram „gazetę prawną” i kolejny „skandal” – oto związkowiec,
Pan Wilk, miał zarabiać jako maszynista 33 tysiące złotych brutto, więcej niż
Prezes Zarządu na podstawie kontraktu menedżerskiego.
Krótka przebieżka z wujkiem góglem i oto co pojawiło się w prasie
w ciągu ostatnich kilku dni
To
tylko wierzchołek góry lodowej. Ze wszystkich artykułów wychodzi na nas
współczesny kułak-związkowiec, który tylko dybie, by swój zakład pracy
doprowadzić do ruiny.
Zgodnie z Międzynarodowym Paktem Praw Gospodarczych, Społecznych i
Kulturalnych (Konwencja ONZ, wiążąca Polskę od 1977 roku) Państwa-Strony Paktu zobowiązują się
zapewnić prawo każdego do tworzenia i przystępowania do związków zawodowych
według własnego wyboru, w celu popierania i ochrony swych interesów
gospodarczych i społecznych, jedynie pod warunkiem przestrzegania przepisów
statutowych danej organizacji; korzystanie z tego prawa nie może podlegać innym
ograniczeniom niż przewidziane w ustawie i konieczne w demokratycznym
społeczeństwie w interesie bezpieczeństwa państwowego lub porządku publicznego
albo dla ochrony praw i wolności innych osób;
Wynika z tego jednoznacznie, że Polska, tak jak inne Państwa-Strony Paktu
(pełna lista tu: http://treaties.un.org/Pages/ViewDetails.aspx?src=TREATY&mtdsg_no=IV-3&chapter=4&lang=en
) zobowiązana jest do przestrzegania ochrony związkowej, a prawo do
przystępowania do związków zawodowych jest prawem każdego człowieka.
Z
badań CBOS wynika, że uzwiązkowienie w Polsce jest niższe niż przeciętna (i to
dużo), zaledwie co ósmy pracownik należy do związku zawodowego
Ciekawa
jest też analiza instytutu obywatelskiego
Cywilizowane
państwa przewidują wręcz udział związków zawodowych w zarządzaniu zakładem
pracy, w Niemczech przykładowo obowiązkowo wchodzą w skład Rady Nadzorczej.
Tyle tylko, że w tamtejszym systemie prawnym, zachęca się pracowników do
współdecydowania o losach zakładu, kierunkach jego rozwoju. Kilka lat temu otwierałem w Polsce oddział zagranicznego przedsiębiorcy - przedsiębiorstwa przemysłowego z Niemiec. Rozmowa z przedstawicielami związków zawodowych była jednym z punktów programu i to mimo, faktu, że spółka-matka była w stu procentach prywatna! A mówimy tutaj o państwie, które w dziedzinie produkcji przemysłowej może być dla nas niekwestionowanym wzorem.
Jeśli w Polsce
uzwiązkowienie jest niskie, a związki mają etykietkę pieniaczy, to
odpowiedzialna władza powinna postępować w sposób odwrotny – zachęcać związki
zawodowe do rzeczywistego zaangażowania się w ochronę praw pracowniczych,
poprawę warunków BHP. Odpowiedzialny ustawodawca powinien popierać inicjatywy
związkowe, zmierzające do zwiększenia produktywności w imię zrównoważonego
rozwoju, który mamy przecież wpisany do konstytucji. Jeśli rząd antagonizuje
się ze związkami i przykleja im łatkę pieniacza, to trudno się dziwić, że
związki zawodowe rzeczywiście w tym kierunku podążają. Nikt rozsądny nie
przystępuje dzisiaj do związków zawodowych, sam bym też takiego kroku dzisiaj
nie rozważył. A trzeba pamiętać, że wywalczenie praw do zrzeszania się
pracowników było jednym z wielkich sukcesów prawodawstwa z zakresu ochrony praw
człowieka, pozwoliło skończyć z wyzyskiem, pracą ponad siły i zatrudnianiem
dzieci.
Po
raz kolejny zachodzę w głowę; po co ta inicjatywa Senatora? Senat nie bez
przyczyny nazywa się Izbą refleksji i zadumy. Ma nie ulegać taniemu
populizmowi, powinien kierować się rozwagą. Gdzie tu rozwaga? Czy rozwagą jest frontalny
atak na związki zawodowe, zwłaszcza w sytuacji, gdy rzeczywiście przeżywają kryzys i istnieją właściwie tylko w dużych zakładach państwowych? Nikt nie kwestionuje roli związków zawodowych w
zmianie ustroju i w przemianach gospodarczych. Dlaczego nagle odsądza się od
czci i wiary związkowców? Dlaczego w mediach wybijają się tylko przykłady
negatywne, takie jak związki zawodowe w PKP, KGHM, dawnym Ursusie czy też
Stoczni Gdańskiej? Nie wierzę, że związki zawodowe i związkowcy gremialnie pragną
upadłości swoich zakładów i masowych zwolnień. Czego więc brakuje? Na pewno
dialogu, zaufania, kapitału społecznego, pytanie czego jeszcze.