czwartek, 25 lipca 2013

Co nas kręci, co nas... (wpis gościnny @RandomJog)


Przede wszystkim witam wszystkich, którzy zdobyli się na odwagę, aby spojrzeć na mój pierwszy gościnny wpis na niniejszym blogu. Proszę również o wyrozumiałość i cierpliwość!


Dlaczego zdecydowałem się napisać ten tekst? Otóż ostatnie dwa dni pokazały, że wszystkie media rządzą się podobnymi prawami. Nawet w programach ekonomicznych temat prostytucji i przestępstw sprzedaje się wyjątkowo dobrze. Każdy, kto śledził dzisiaj informacje  w serwisach biznesowych, zauważył zapewne, że nagle zainteresowanie statystyką w TV, na Twitterze i w internecie sięgnęło zenitu. Przesadą byłoby powiedzieć, że dorównało zainteresowaniu narodzinami nowego członka rodziny królewskiej w Anglii (kluczowy temat w Polsce!), choć pewnie różnica nie była wielka. Szczególnie jak na statystykę, a więc dziedzinę, która w powszechnym postrzeganiu zazwyczaj plasuje się pod względem popularności gdzieś między „problemami społecznymi Azteków” a „podstawami rachunkowości”.

Jaki był powód tego ożywienia ekonomicznych dziennikarzy i komentatorów? Emocje wywołała  informacja, że Główny Urząd Statystyczny (GUS) będzie od przyszłego roku doliczał do PKB wartość tzw. czarnej strefy, a więc nielegalnej działalności, obejmującej między innymi prostytucję, handel narkotykami, przemyt oraz handel ludźmi. W TVN CNBC przez niemal dziesięć minut (długo jak na standardy TV) „grilowano” przedstawicielkę GUS, która zresztą bardzo sprawnie wybrnęła z tej sytuacji, tłumacząc cierpliwie powody planowanych zmian. Bardziej rozbawiło mnie oburzenie kilku polityków – z których część uchodzi za ekspertów ekonomicznych. W skrócie, tematyce poświęcono zdecydowanie więcej czasu niż należało, co tylko potwierdza, że niektóre tematy kręcą widzów bardziej...

W praktyce doliczanie nielegalnej aktywności do PKB (a więc do miary aktywności w kraju) wydaje się sensowne. Czemu mielibyśmy bowiem pomijać jakieś transakcje odbywające się w gospodarce? Nawet jeżeli są one nielegalne, to nie należy udawać, że nie istnieją.

Moim zdaniem problem sprowadza się raczej do tego, czy te planowane zmiany w statystyce rzeczywiście są dyktowane merytorycznymi przesłankami. Jakby na to nie patrzeć, skojarzenia z innymi krajami z pewnością nie są przyjemne. Na przykład w 2006 roku Grecja zdecydowała się na korektę PKB, doliczając między innymi działalność nielegalną (http://www.nytimes.com/2006/09/27/business/worldbusiness/27iht-grecon.2953042.html?_r=1& ). Efekt całkowitej korekty był olbrzymi, bo dodał do greckiego PKB około 25%, a tym samym pomógł w poprawie wskaźnika długu oraz deficytu do PKB. Problem jednak polega na tym, że Grecja słynęła z manipulowania danymi. Co było później, wiadomo.

Biorąc pod uwagę jak bardzo Polsce zależy na redukcji długu publicznego, posądzenia o to, że rewizja ma „drugie dno” wydawałyby się uzasadnione. Tym razem jednak szukanie tego „dna” nie ma chyba sensu. Po pierwsze dlatego, że rewizja była planowana dużo wcześniej i wynika z formułowanych dawno temu rekomendacji Eurostatu. Po drugie, w Polsce szara strefa już jest wliczana do PKB, a nowością będzie tylko "czarna strefa" (działalność przestępcza). Ona jednak do PKB może dodać kilka dziesiątych punktu procentowego (załóżmy dla uproszczenia, że około 0,5% PKB). Przy takiej rewizji danych dług publiczny do PKB spadnie, ale pewnie o zaledwie 0,2-0,3 punktu, a więc niewiele to zmieni. Tym bardziej, że po ostatnich (oczywiście przypadkowych) zmianach w ustawie o finansach publicznych Ministerstwo nie musi obawiać się już przekroczenia sławetnego i straszliwego progu 55%. Dlatego choć, nie mam wątpliwości, że rząd cieszy się z wynikającego z rewizji wzrostu PKB i związanego z tym spadku długu, jednak bynajmniej nie jest to efekt przebiegłego planu resortu finansów.

Innymi słowy, choć zaczęło się od seksu i handlu narkotykami, zakończenie tej historii jest już mniej ekscytujące.

PS. Zupełnie na marginesie powiem, że nie każdemu krajowi zależy na zwiększeniu PKB. Swego czasu Holandia sprzeciwiała się doliczeniu szarej/czarnej strefy do PKB. A to dlatego, że im większy PKB, tym większa składka do UE!...