Początkowo
ten wpis miał być lamentem nad zależnością środowiska/blogerów od…pieniędzy.
Planowałem także coś „udowodnić” temu i owemu P.T. Blogerowi, ale na szczęście…dla
mnie, nie miałem czasu będąc w afekcie. Teraz wykroiłem dwie chwile i spróbuję zarazić
Was pewną koncepcją. Ideą Niezależnej Blogosfery.
Zapraszam
na nowy wpis.
Garść faktów: Jest niedobrze, a dużo
wskazuje na to, że będzie gorzej.
Dom
mediowy Starlink: rynek reklamy w Polsce w I półroczu 2014 r. wart był prawie
3,67 mld zł. Z tej kwoty 782 mln zł przypadało na działalności przeprowadzone w internecie.
PWC
w swoim raporcie Global Entertainment &Media Outlook 2013-2017 prognozował
następująca zmianę udziałów poszczególnych segmentów rynku reklamy nad Wisłą.
Z
raportu Adkontekst dotyczącego Rynku Reklamy Kontekstowej w 2013 r. wynikało, że ten „dział” wchłonął 216 mln zł z budżetów reklamowych, i
przewidywał wzrost o 7,4% w kolejnym roku.
Natomiast
firma Interactions w swoim raporcie dotyczącym reklamy natywnej wskazywała, że w 2013 r. wydano „tutaj” 53 mln
zł. Dodała również, że: „Jej
rosnącą wagę zauważają wydawcy treści online, z których 42% już dziś posiada
dedykowane jej stanowiska, a kolejne 17 proc. planuje je utworzyć wkrótce”.
Próba rozróżnienia: natywna,
a kontekstowa.
„W marketingu – trochę jak w muzyce – każdy styl,
trend, nurt, musi być szybko oddzielony od innych, nazwany i skatalogowany.
Zamiast porządkować, często powoduje to jednak zamęt(…) I tak jak ciężko jest
odróżnić gdzie zaczyna się jazz, a kończy soul, tak równie trudne jest
precyzyjne sformułowanie, gdzie kończy się reklama natywna, a zaczyna content
marketing. Nie dziwię się więc, że zdarza się niektórym dziennikarzom i
specjalistom stosować te terminy zamiennie, mimo – moim zdaniem – zasadniczych
różnic. Jedno
jednak je łączy - żadne z tych rozwiązań, choć często nazywane są per
„rewolucyjne”, „przełomowe”, nie jest nowe. Już David Ogilvy często pisał swoje
teksty reklamowe w taki sposób, by idealnie
komponowały się ze stylem treści redakcyjnych i layoutem gazety, co jest
najbardziej podstawowym wyróżnikiem reklamy
natywnej. Ale jego najlepsze prace(…) oprócz rzecz jasna cech
reklamowych, często miały też walory
informacyjne, albo rozrywkowe (…). I to jest właśnie podstawowa
różnica pomiędzy dwoma formatami.”
obie ramki |
Ze swojego podwórka
Pisuję
na Njusaczu dokładnie 3 lata i poza pierwszym miesiącem, czy dwoma (gdy
chciałem mieć dla kogo pisać) nie zabiegałem o Czytelników. Zacząłem po prostu pisać o tym co w danej chwili mnie zainteresowało, robiłem to na tyle ciekawie, że pojawiła się grupa ludzi, którzy sami z siebie zaczęli czytać
i komentować*.
Nasza miesięczna liczebność myślę, że nigdy nie przekroczyła tego co w ciągu tylko
jednego dnia przewala się (tak, to odpowiednie słowo) przez blog tego czy
innego celebryty udającego blogera w poszukiwaniu rozrywki bądź taniej(?)
sensacji. Nie mamy również startu/porównania z projektami stricte nastawionymi
na zysk, gdzie Czytelnik = unikalny użytkownik, którego kliknięcia, emalje czy…zaufanie,
sprzedawane są czasem dosłownie za grosze.
Mimo
tej niszowości i niedookreśloności tematycznej bloga otrzymałem masę propozycji:
wymiana linków, recenzja książki/gry, napisanie textu tak, aby pojawiły się w
nim pewne słowa, podczepienie linku do uzgodnionych wyrażeń z odwołaniem do
komercyjnych projektów, uczestnictwa w tym czy owym, czy wreszcie napisania „kilku
miłych słów” o A czy B, itp., itd. Skoro dla mnie było tyle "okazji", to co się musi dziać u bardziej
rozpoznawalnych koleżanek i kolegów? Pytam oczywiście retorycznie w świetle
przytoczonych wcześniej faktów/liczb o reklamie w internecie.
Ja
nie skorzystałem z żadnej propozycji – taki wybór - nie żałuję też nikomu u
kogo widzę, takie czy inne „przytulenie”, bo to jego wolny wybór! Rozumiem osoby, które mają mniej ode mnie w realu i chcą dorobić parę zeta. Mam też zrozumienie dla obaw o zarzut sprzedania się/zawiści, która
może zniszczyć jej/jego poletko.
Sam dwa razy stałem się obiektem ataku. Raz „plagiatu
myśli” przy notce „Kult Cargo”, która powstała przy okazji „święta zwodowania Dreamlinera” i nieświadomie (!!!) powieliła koncept użyty wcześniej przez prof. Gwiazdowskiego.
Drugi raz, gdy sam z siebie zareklamowałem pewien kantor internetowy, dzięki
któremu zaoszczędziłem masę pieniędzy i chciałem pomóc innym. Nicto, „nie
zadowolisz wszystkich, wiesz to zadanie dla agencji towarzyskich”.
Szersze spojrzenie
Niemal dokładnie tydzień temu, zauważyłem:
Oto ten sam konkurs - Futures Masters - o którym trąbiło tylu blogerów, na komercyjnym portalu oznaczony został jako sponsorowany!
Wysłałem
od razu do SiPowskiego email, w którym napisałem m.in.:
„tak zachowała
się firma/portal, który wiadomo, że musi zarabiac. jak zachowało sie większosc
“niezależnych”(od czego?) blogerów?”
SiP odpowiedział http://stojeipatrze.blogspot.com/2015/02/nieprzejrzysty-jak-bloger-czyli-sow.html
Pod jego notką wywiązała się dyskusja, a w niej pojawiły się argumenty za większą jawnością/przejrzystością oraz of kors kontry za utrzymaniem status quo.
Pod jego notką wywiązała się dyskusja, a w niej pojawiły się argumenty za większą jawnością/przejrzystością oraz of kors kontry za utrzymaniem status quo.
Na marginesie: powtórzę to co napisałem u niego w komentarzu: Zanim postawię kropkę, chcę podziękować SiPowi za ODWAGĘ I SZCZEROŚĆ. Tą notką w moich oczach nic nie stracił, a masę WIARYGODNOŚCI zyskał!
Yes, we can!
„Przecież moi
stali Czytelnicy wiedzą, że często podrzucam takie reklamowe texty”, „tak publikuję za
wynagrodzeniem, ale tylko to, pod czym mogę się samemu podpisać”, „przecież nic
się wielkiego nie stało”, „o co ci chodzi? Dzięki tej reklamie skorzystałem/zarobiłem”,
te i podobne wymówki/kontry chodziły za mną. Jak echo słyszałem głos naszego Tomka, autora analizy/prognozy raptem z 18 stycznia 2015 r.,
postawionej w notce http://njusacz.blogspot.com/2015/01/raport-ekonomicznej-blogosfery-2k14.html,
w której zapowiedział:
Jaka niezależna blogosfera? Nie ma
niezależnej blogosfery. Marketingowy przekaz zszedł do samej podstawy rynku.
Blogi stają się kolejnym kanałem dystrybucji treści marketingowych. Te
wspierane strumieniem pieniężnym od reklamodawców (najczęściej ukrytych)
rozpychają się na rynku, wypierając treści niezależne. Ponieważ
"paywall" się nie przyjmuje w Polsce, również brak jest perspektyw
dla niezależnej blogosfery. Blogi komercyjne zagarną cały rynek, przekształcając
się w miniportale, a tzw. niezależna blogosfera będzie karleć (wysysanie
najzdolniejszych przez profesjonalnych dystrybutorów treści bądź też
podejmowanie przez nich nowych aktywności)
Na szczęście na mojej liście blogowej pojawiła się
nowa notka http://blog.kurasinski.com/2015/02/banki-nie-sa-do-lubienia/
w której autor pochyla się:) (wiem, to nadużycie w kontekście tej notki, ale
niech już zostanie, też dałem jak on emota) nad przyszłością bankowości i konczy text…linkiem
do https://www.liczasieludzie.pl/dodaj-opinie
czyli do BANKU!
Bank ten of kors liczy, że zamiast wydawać kesz dla
konsultantów zewnętrznych, czy własny dział strategii&rozwoju, nowe pomysły
dostanie za friko od klienta, czyli powtórzy case pewnego dystrybutora kawy, do którego swego
czasu zadzwonił ktoś i zaproponował: weźcie zróbcie mi taką kawę, która będzie
miała od razu, i cukier, i śmietankę, i wszystko w jednym opakowaniu do użycia na raz…,i będzie to biznesowy samograj.
Stąd płaci blogerom, za promowanie swojej strony z opiniami.
Mi nie zapłacili, a mimo to
daję do nich link. Dlaczego? Niechaj obraz przemówi więcej niż 1000 słów.
Skoro Kurasiński nie obawiał się i miał odwagę zrobić, to co zrobił. Skoro ING u Kurasińskiego nie ukrywał się za węgłem, tylko odważnie dał twarz. To nie wierzę, że wydawnictwo XYZ będzie nalegało, aby bloger nie ujawnił skąd ma recenzowaną książkę, czy też grę. Nie uwierzę także, że korona spadnie z głowy niezależnemu blogerowi, który w swej notce wspomni, że nawiązał współpracę z firmą ABC, albo że testowane urządzenie otrzymał dzięki uprzejmości Gruszki z o.o., Powiem szczerze, że wątpię też, aby normalny człowiek widząc taką adnotację przegryzał sobie ze zgryzoty żyły, bo on nie zarobił, czy straszył donosem do Urzędu Skarbowego, itp, itd.
Myślę, że wcale nie tak trudno jest być uczciwym względem swojego Czytelnika.
W związku z tym od dziś zaczynam akcję zero tolerancji dla „niezależnych blogerów”. Jeśli zauważę
reklamę natywną, która nie będzie jako taka oznaczona, to po poinformowaniu autora, zaczynam bojkot, tak bloga, jak i reklamowanych w ten niejawny sposób
produktów reklamodawcy. Głosowanie nogami=kliknięciami, bardzo szybko nauczy
wszystkich zainteresowanych, minimum przyzwoitości i wyznaczy pożądany
standard. Potrzeba tylko masy krytycznej. Przyłącz się zatem do mnie i zacznij od siebie, wkręć
znajomych. Nic nie tracisz, bo chłam jest przecież z definicji bezwartościowy. Zyskujesz
szansę, że osoba, którą czytasz, z którą rozmawiasz/dyskutujesz, której przecież w jakiś sposób ufasz, nie sprzeda Cię za paczkę fajek.
Pisząc skorzystałem w kolejności z:
* Bardzo
pomogli http://hansklos.blogspot.com/
oraz http://podtworca.blogspot.com/
którzy bardzo szybko dorzucili mnie do swojej listy polecanych przez siebie
blogów.