czwartek, 4 lipca 2013

4 lipca

Nazbierało się. Dziś w tle transport. Zacznę od "patrz w LLUsterka, słoiki są wszędzie", następnie przejadę po HGW i antysemityzmie wspominając o dzisiejszych rocznicach, tradycyjnie dorzucę kilka ciekawostek, aby zakończyć na wykazie dywidend za 2012 r. na "bananówce".

Zapraszam na nowy wpis.

"Sen o Warszawie"

Przybyło mi kilka siwych włosów, bo trochę ostatnio jeździłem autem po Wawie. Napatrzyłem się na wykopki, zakazy, nakazy, policjanty i strażaki w akcji, chamstwo, brawurę, itp, itd...Traf chciał, że przede mną na Moście Świętokrzyskim, na światłach zatrzymał się miejscowy wirażka ( chyba taksiarz ale nie dam głowy teraz), z napisem bodajże na zderzaku: "Patrz w LLUsterka, słoiki są wszędzie". Pomyślałem: co za koleś! W jednym zdaniu tyle swojej mądrości sprzedać każdemu na mieście! Po pierwsze to nie-LLU , a WOry, WuJe i WFy jeżdżą najbardziej karygodnie na mieście, w szczególności te oznakowane TAXI. (Przykłady na życzenie podam w komentarzach) Po drugie region LLU jest na tyle urodzajny w talenty, że nasz "Indianin" zdziwiłby się ile akurat tych "LuLU słoików" ma w swoim sąsiedztwie. Sprzedawcy, fryzjerzy, kosmetyczki, stomatolodzy, kurierzy, budowlańcy, prawnicy, kierownicy różnych szczebli i członkowie zarządów. Pewien analityk Nr 1 w RP też pochodzi z LuLU okolicy, tak samo jak kilku ministrów, posłów, piłkarzy, sportowców=medalistów, itp, itd. W rzeczy samej Panie Warszawiak: patrz Pan w lusterka.


"Zmiany na lepsze C.D.N."


Jeśli dobrze pamiętam, to tak właśnie brzmiał slogan wyborczy p. Hanny Gronkiewicz Waltz w 2010 r. kiedy ubiegała się o ponowny wybór na stanowisko Prezydenta Warszawy. Wówczas odniosła wielki sukces (niekwestionowane zwycięstwo), dziś ja opiszę zmianę, którą na weekendzie spostrzegłem.

Ul. Ratuszowa jest chyba najbardziej zakorkowaną ulicą w mieście. 600 m, które dzieli od rogu z Jagiellońską do ZOO pokonuję autem w 10 minut. Czasem wjechać "na nią" nie mogę nawet po 2, 3 zielonych falach. Najtragiczniejsze jest jednak nie natężenie ruchu, a PARKOWANIE. Jedna strona obstawiona jest "miejscowymi parkingowymi", druga na całkowitym zakazie zatrzymania i postoju. W soboty i niedziele kierowcy ratują się postojem na Wybrzeżu Helskim czy Pl. Hallera, ale nawet wtedy miejsc brakuje, a to dla p. HGW oznacza "żniwa". Wielokrotnie widziałem "strażaków" w mandatowej akcji, kilkakrotnie zdarzyło mi się być świadkiem odholowania pojazdu z "egzotycznymi tablicami" jak np. z Ciechanowa. Tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu ten sam scenariusz...w rozpaczy parkujesz gdzie możesz i płacisz. Tymczasem w minioną niedzielę ZMIANA NA LEPSZE (?).  Jechałem sobie ze słoikami (z polipropylenu zdaje się) z Bliskiego Wschodu i nadziwić się nie mogłem jak szczelnie zaparkowane były auta po "zakazowej stronie". 100, może 150 aut koślawo ( wychodziły na metr na oś jezdni niektóre) sobie stało i ŻADNEJ KARY za wycieraczkami nie widziałem! Nie dostrzegłem też ŻADNEGO strażaka, policmajstra czy holownika! Podzieliłem się wtedy z Moją Kobietą opinią, która zakiełkowała mi w głowie: patrz Kotek co to znaczy groźba REFERENDUM...


Ręcznego sterowania C.D.

Otrzymałem niedawno njusa, że Co trzeci Polak chciałby wrócić do czasów PRL-u. Blisko połowa badanych okres sprzed transformacji kojarzy z polską myślą motoryzacyjną, ale najbardziej tęskni za smakiem oranżady, waty cukrowej i wody z saturatora. W co drugim polskim domu znaleźć można jeszcze przedmioty "wystane" w kolejkach, najczęściej meble i sprzęt AGD/RTV - wynika z badania TNS Polska. ( więcej w tym temacie link

Z biznesowego punktu widzenia ciekawy jest ten fragment: 45 proc. ankietowanych posiada przedmioty z czasów Polski Ludowej. Najwięcej, bo 23 proc. osób z dawnych czasów posiada meble, 17 proc. - sprzęty RTV/AGD, 8 proc. - ubrania, a 7 proc. - zabawki i gry. 


------------------------
Przepraszam muszę kończyć. Jutro C. D





35 komentarzy:

  1. Ta miłość do samochodów, ten postkolonialny wyznacznik bogactwa, to jednak okropna przywara. Ciekawe, kiedy Wawa dojrzeje do pobierania opłat za sam wjazd do centrum. Haracz, który płacimy eksporterom ropy i producentom samochodów z tytułu naszej narodowej słabości do czterech kółek, jest zatrważający. Te pieniądze naprawdę dałoby radę wykorzystać lepiej. Czas chyba rozpocząć szeroką dyskusję o szkodliwości rozlewania się miast.

    Co do nostalgii za PRL-em to Ty się dziwisz, że 23% ankietowanych posiada meble, kupione w czasach PRL, ja jestem zszokowany, że aż 77% ich nie posiada. Jeśli weźmiesz pod uwagę, że na około 14 milionów gospodarstw domowych w Polsce, w około 4 milionach zamieszkuje emeryt, to wynik ten jest nawet szokująco niski. Wynika z niego, że są emeryci, którzy wszystkie swoje meble kupili w ostatnich dwudziestu latach. Szok. Zresztą wynik badania złudny. Moje dzieciaki do dzisiaj bawią się moimi zabawkami z czasów PRL. Co ciekawe, moje autka z Pewexu wyprodukowane były w: Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech Zachodnich i Singapurze. Mam też Kamaza z ZSRR. Dzisiejsze autka (tej samej marki - Matchbox)nie wytrzymują porównania (jakościowo przede wszystkim). Moimi autkami będą mogły się bawić pewnie jeszcze wnuki, autka moich dzieci zapewne skończą na hasioku. Zgodnie z ankietą należę do kategorii osób posiadających przedmioty z czasów PRL, choć jak miałoby to zostać wykorzystane biznesowo? Tak samo jak kolekcja winyli? Czy może nie zauważyłem czegoś, co Ty dostrzegasz?
    pozdrawiam
    tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ta miłość do samochodów, ten postkolonialny wyznacznik bogactwa, to jednak okropna przywara. Ciekawe, kiedy Wawa dojrzeje do pobierania opłat za sam wjazd do centrum. Haracz, który płacimy eksporterom ropy i producentom samochodów z tytułu naszej narodowej słabości do czterech kółek, jest zatrważający. Te pieniądze naprawdę dałoby radę wykorzystać lepiej. Czas chyba rozpocząć szeroką dyskusję o szkodliwości rozlewania się miast."

      Gdyby to nie było takie groźne to nawet byłoby zabawne. Wszystkie te arbuzy wyrażające oburzenie z zastanego stanu rzeczy a jednoczesnie ciągnące korzyści z niego pełnymi garściami.
      Wyobraź sobie, że po przekroczeniu pewnego wieku lub dojrzałości nie posiada się rzeczy dla statusu ale dla ich użyteczności. Dzieciak może sobie pozwolić na to by wywalać pieniądze w błoto dorosły kupuje to co niezbędne bo ma ogromną liczbę nieswoich potrzeb do zaspokojenia.
      Skoro ludzie jeżdzą samochodami to widocznie daje im to jakąś korzyść. Kim jesteś żeby za innych decydować? Ja wiem, ze przyjemniej jest robić komunizm w Europie niż wyjechać do Korei północnej ale docelowo znajdziemy się właśnie tam jeżeli EU nadal bedzie się we wszystko wpiep...ć

      Antyetatysta

      Usuń
    2. Tomku tradycyjnie otwierają mi się szerzej oczy:)

      Samochód wyznacznik bogactwa? Ciekawa teza. Jeden z najbogatszych ludzi na świecie - właściciel IKEA - jeździ/ł Volvo albo Skodą. Jak jest w Polsce? Tego nie wiem. Wiem, że niektórzy mają trochę gotówki ( tak z dzieści tysięcy) i nie mają co z nią zrobić. Na mieszkanie za mało, aby przehulać za dużo, zostają 4kółka. Niektórych przyciska potrzeba, której nie zaspokaja publiczny transport. W Wawie rzuca się kłody pod nogi kierowcom i likwiduje się część połączeń komunikacji miejskiej! Budowa drugiej linii metra urasta do miana lotu na księżyc chociaż technologia budowy znana jest od 19w.! Urbanistą nie jestem, ale wiem kto jest - p. Czesław Bielecki - facet który w 2010r. przegrał rywalizację z p. Gronkiewicz-Waltz.

      W kwestii domowych reliktów PRLu warto wspomniec, że minęło już ok 25 lat od Porozumienia Okrągłego Stołu, 21 lat od tzw. Małej Konstytucji, która znosiła ustrój PRLu. Gdy dorzucimy obiegową opinię dotycząca jakości produkowanych wówczas produktów czyli brakoróbstwa i odrzutów z exportu, to można założyc niemal całkowite ZAMORTYZOWANIE użytkowanych przedmiotów.

      Przedstawiasz Matchboxy jako kontrę. Dobrą kontrę, bo znam ludzi którzy cieszą się trwałością jeszcze przedwojennych produktów i także nie będą ich wymieniac na "nowsze modele".

      Ankieta ( w tej formie) nie daje jednoznacznej odpowiedzi czy pojawi się w najbliższych latach popyt związany z ostateczną wymianą PRLu.

      Pozdro,

      ps. analizowałem na własne potrzeby przyszłość pewnej spółki meblowej i chyba potrzebowałem...potwierdzenia.

      Usuń
    3. @Antyetatysta
      Myślę, że jako płatnik podatków mam prawo do wyrażania poglądów, na co powinny być one przeznaczane. Popieranie rozwoju komunikacji samochodowej doprowadza do rozlewania się miast i rozproszenia infrastruktury. To podwyższa koszty budowy i utrzymania tejże. Oznacza także np wyższe rachunki za wodę, prąd, czy też gaz. Niezależnie od jakości wykonania koszt utrzymania środków trwałych to zawsze co najmniej kilka procent ich wytworzenia. Promując samochody wspieramy:
      - Rosję jako producenta ropy,
      - Niemcy jako producenta samochodów,
      - zachodnie koncerny, dostarczające materiały na budowę dróg (np niemieckie cementownie - patrz ich zmowy monopolistyczne) i pozostałej infrastruktury.
      Marnujemy więc kupę polskiego PKB na to, żeby przemieścić się z punktu A do B. Gdyby punkt A i B był bliżej, a miasta bardziej skoncentrowane, moglibyśmy z pożytkiem zużyć te pieniądze na prawdziwe przyjemności ;) Wspieramy więc obce gospodarki, rabując własną z dewiz.
      Do tego zwiększamy wrażliwość gospodarki na koszty logistyczne np szok naftowy, wpędzamy także ludzi do samochodu, pozbawiając ich zdrowia, życia prywatnego, co napędza koszty zdrowotne (całkiem sporo jest dostępnych np amerykańskich badań, gdzie urban sprawl urósł do rangi problemu narodowego), a co najgorsze, przymuszamy nasze dzieci do spędzania dzieciństwa w okowach samochodowych fotelików.
      Pomijam taki mały szczegół, że np budowa miejsca parkingowego w garażu wielopoziomowym jest wyższa niż przeciętna wartość auta w Polsce (i to tak około czterokrotnie).

      Teksty o arbuzach sobie daruj, niegodne to rozmowy na poziomie.

      Rzeczywisty problem odnajduję gdzieś indziej. Na rozlewaniu się miast skorzystało wielu prominentnych polityków, którzy przekształcili grunty rolne w budowlane. Na inwestycjach w infrastrukturę zarabiają zaprzyjaźnione firmy. Co jeśli nie samochody? Trzeba by:
      - przekonać ludzi do korzystania z transportu publicznego,
      - wprowadzić restrykcyjne przepisy dotyczące zabudowy poza miastami,
      - zainwestować miliardy w ten transport publiczny.

      Mało realne w Polsce, gdzie króluje podejście "wolnościowe" (w państwach cywilizowanych nazywa się to bezhołowiem)

      @njusacz

      W Niemczech mam wielu znajomych, którzy nawet po 30 kilometrów jeżdżą do pracy rowerami. Ich zarobki są powyżej średniej, także tej zachodnioeuropejskiej. Samochód to problem, trzeba go utrzymać, wymienić w nim olej, opony. Ileż to zmarnowanego czasu przede wszystkim. Sam mam trzy i wyklinam (sześć razy do roku zmiana opon!, co najmniej trzy serwisy w roku! k...... w ciągu dekady nie spędziłem tyle czasu u lekarzy, ile rokrocznie spędzam czasu w warsztatach z samochodem! Nóż się w kieszeni otwiera!). Cel na najbliższe lata to zorganizować życie tak, by móc zejść do jednego (trudno będzie)

      Polskie podejście do samochodu to takie podejście chłopa, który przed wojną przed domem miał gnojownik. Dlaczego przed domem? Bo gnój to było bogactwo, a takim bogactwem warto było się chwalić. To się zmieni, miejmy nadzieję, że szybciej niż później. Mamy wyższe wskaźniki liczby samochodów na drogach niż państwa uprzemysłowione, to jest absurd.

      Co do mebli to branża meblarska w formacie niskokosztowym osiągnęła jakiś swój próg. Nie przeskoczymy naszymi kosztami energii i pracy państw tańszych od nas, a drewno już musimy importować, bo go w Polsce zaczyna brakować. O ile więc nie będzie przyzwolenia na rabunkową eksploatację zasobów leśnych (a miejmy nadzieję, że nie będzie, bo przecież chodzi o to, żeby za kilka lat też było co pod piłę włożyć), to branża osiągnęła już raczej swój szczyt. W tej chwili tniemy lasy przedwojenne, kiedy gospodarka była rabunkowa, a lesistość niższa niż teraz, tak też będzie przez najbliższe naście lat.

      pozdrawiam
      tomek

      PS zniesienie ustroju PRL nastąpiło z dniem 1 stycznia 1990 (nowelizacja konstytucji z 1952 wykreślająca przewodnią rolę partii), tzw. mała nowela to rok 1992.

      Usuń
    4. Sporo tematów.

      1. Dla mnie auto "musi" na siebie zarobic. Oznacza to, że samo w sobie jest produktem tzw zbytku, jeśli nie służy zarabianiu pieniędzy.
      Moje auta mam tylko i wyłącznie na dzialności gospodarczej. Wszystkie koszty, opłaty pomniejszają mi podatek.
      2. Koncepcję powrotu do zwartej zabudowy (w uproszczeniu) lansują osoby, które określam mianem: wyznawców wszelakich peaków. Wychodzą oni z założenia, że wyczerpanie "skłoni" ludzi do bardziej stadnego trybu życia.
      3. Słabości branż związanych z obróbką drewna jest świadomy.
      4. Lasy Państwowe to najbogatsza firma w RP ze względu na grunty oraz to co na nich sie znajduje ( gotówka w kasie ok 2mld rocznie już chyba przejęta przez min. Rostowskiego).
      5. W kwestii zniesienia PRLu - dzięki za info. Zapomniałem lub opacznie zapamiętałem z czasów pewnej olimpiady.

      Usuń
    5. @Tomek

      >Myślę, że jako płatnik podatków mam prawo do wyrażania poglądów

      Popatrz, to zupełnie tak jak ja.

      >Popieranie rozwoju komunikacji samochodowej doprowadza do rozlewania się miast i rozproszenia infrastruktury.

      Co rozumiesz przez popieranie komunikacji samochodowej?
      Wzrost gęstości zaludnienia w miastach ma oczywiście same plusy?

      >Promując samochody wspieramy:
      - Rosję jako producenta ropy,
      - Niemcy jako producenta samochodów,
      - zachodnie koncerny, dostarczające materiały na budowę dróg (np niemieckie cementownie - patrz ich zmowy monopolistyczne) i pozostałej infrastruktury

      dwie sprawy:
      1. Jakakolwiek alternatywa też będzie kogoś wspierać
      2. Wzrost gęstości zaludnienia w miastach + brak mobilności to jest woda na młyn wielkiego brata

      > Marnujemy więc kupę polskiego PKB na to, żeby przemieścić się z punktu A do B. Gdyby punkt A i B był bliżej,

      Proponujesz teleportację czy przesunięcie miasta B bliżej A?

      >"przymuszamy nasze dzieci do spędzania dzieciństwa w okowach samochodowych fotelików" i inne bzdury

      Ty tak na serio?

      >Teksty o arbuzach sobie daruj, niegodne to rozmowy na poziomie

      Zastanówmy się:
      -promujesz rozwiązania z zewnątrz "zielone"
      -marzy ci się większa regulacja
      -zachwycasz się rozwiązaniami gdzie ludzie muszą na siłe socjalizować i przestają być niezależni
      -wolność nazywasz bezhołowiem

      hm, jak dla mnie to w pełni zasługuję na okreslenie z zewnątrz zielony w środku czerwony

      Antyetatysta

      Usuń
    6. @Antyetatysta
      wkładasz mi w usta słowa, który nie wypowiedziałem.
      Staram się postrzegać przestrzeń (także publiczną) pod kątem jej użyteczności. Wzrost liczby samochodów, korków itp wynika przede wszystkim z tego, że pozwoliliśmy na zatracenie podziału między miastem a wsią. Zabudowujemy wsie domami i zakładami, podczas gdy nawet 30% ziemi w największych miastach to grunty orne. Taki ustrój urbanistyczny to strata czasu, a przede wszystkim pieniędzy. Do tego masakryczne zagrożenie dla środowiska ( czas sobie wreszcie zdać sobie sprawę, że chronimy środowisko ("środowisko" a nie "środowisko naturalne"), bo po prostu nam się to opłaca).

      Podoba mi się przykład Japonii. Kraj o trzykrotnie wyższej gęstości zaludnienia niż RP i jednocześnie lesistości na poziomie 2/3 kraju. Tylko że nikt nie mówi, skąd się to wzięło. A wzięło się stąd, że w średniowieczu zabudowali wszystko co się dało i lasy zmienili na pola uprawne. W efekcie doświadczyli klęsk wszelakich. Odbudowa tego zajęła im dwieście lat. Dwieście. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat był zakaz wycięcia drzewa bez zgody bodajże cesarza. Teraz to wzór pod względem transportu publicznego, równoważenia zasobów itp itd. Dlaczego nie możemy się uczyć na ich błędach?

      Twój jeden domek pod miastem i Twój jeden dojazd do pracy w mieście to Twoje pole interesu. I nie przeczę, że takie rozwiązanie dla Ciebie może być optymalne, rozsądne i uzasadnione. Ale dwa miliony takich domków to rak, który musimy utrzymywać ze swoich podatków. Jedna rozsądnie zaplanowana linia tramwajowa jest w stanie przemieścić dziennie więcej ludzi niż autostrada, zmniejszając jednocześnie energochłonność gospodarki, ryzyko śmierci obywateli w wypadkach i emisję trucizn wyrzucanych z rur wydechowych. Pozwala też oszczędzić miliony na niepotrzebnej infrastrukturze.

      Oczywiście rozumiem Twoje argumenty, jak również pewną postawę życiową i filozoficzną, która leży u ich źródła. Dostrzegam w Twoich zresztą pewne reminiscencje własnych poglądów, tym bardziej szkoda mi, że nie potrafimy dojść do porozumienia.

      A argumentu o Wielkim Bracie nie rozumiem. Jesteśmy kontrolowani, bo mamy komórki, korzystamy z internetu, kart płatniczych, banków. To nie ma związku z tym, gdzie mieszkamy. Zresztą ludziom zdaje się to za bardzo nie przeszkadzać. ACTA (de facto zakaz ściągania piractwa z torrentów) wzburzył ludzi i wyprowadził ich na ulice, inwigilacja przez NSA mało kogo poruszyła. Smutne

      @ njusacz
      Z wyznawcami peaków wszelakich jest problem tego typu, że dramatyzują i rysują apokaliptyczne wizje. Niezależnie od stopnia słuszności ich tez z góry sprowadzają je do absurdu i przez to marginalizują się na własne życzenie.
      Co do samochodów to jedno jest pewne. Mamy ich w Polsce więcej w przeliczeniu na mieszkańca niż państwa ościenne. Dowodzi to tylko tego, że dostęp do usług, publicznego transportu itp itd dla przeciętnego mieszkańca jest gorszy niż w państwach ościennych.Większość ludzi w Polsce uważa, że powinno się w takim razie ułatwić przemieszczanie się samochodem, na wzór modelu amerykańskiego. Ja uważam, że powinno się wywołać odwrót obywateli od samochodu, tak przez rozbudowę publicznego transportu, jak również przybliżenie ludzi do miejsc centrotwórczych, zwłaszcza że finansowe i społeczne koszty takiej przebudowy będą się z roku na rok zwiększać.

      Problemem z realizacją tego typu wizji jest fakt, że jakąkolwiek racjonalizację życia społecznego postrzega się u nas przez pryzmat PRL. Ja widziałbym raczej głębsze korzenie, w wolności szlacheckiej, gdzie rozległość państwa, relatywna łagodność klimatu i gęstość zaludnienia nie powodowała konieczności racjonalnego zarządzania zasobami.W przeciwieństwie do np państw skandynawskich czy części państw zachodnioeuropejskich. Tam doświadczenia praszczurów zostały wdrukowane w poglądy społeczeństw, u nas tego nie ma (w USA zresztą przykładowo też, stąd takie lekkie podejście do zasobów własnych po drugiej stronie oceanu jest tak fascynujące dla ludzi w naszym kraju).

      pozdrawiam
      tomek

      Usuń
    7. @Tomek

      dziekuję za merytoryczną i spokojną odpowiedź.

      Czytając Cię dzisiaj pierwszy raza odniosłem wrażenie, że mam doczynienia z młodzianem który porusza się z nurtem aktualnej ekomody podczas gdy ekologie ma faktycznie w niewielkim poważaniu stąd taka a nie inna reakcja z mojej strony. Oczywiście po Twoim ostatnim poście to bezzasadne, przepraszam.

      Sam przechodziłem przez okres cielęcego zafascynowania JKM ale oczywiście z czasem zacząłem dostrzegać wady takiej postawy. Uważam jednak, że paleta wyboru jest szersza niż JKM i antyJKM.

      Po tym przydługim wstępie do adremu ;)

      Omawiany temat można rozpatrywać w warunkach optymalnych lub lokalnych.
      Jeżeli mielibyśmy rozmawiać o warunkach optymalnych to trudno odmówić Twoim argumentom racji. Zagęszczenie ludności w mieście zwiększy powierzchnie pod inne cele, infrastruktura i jej utrzymanie będzie tańsza. Można będzie mniej czasu tracic na dojazdy, i będzie można się przemieszczać wydajniej. Widzimy więc szereg korzyści.
      Tyle tylko, że taki świat nie istnieje.

      W rzeczywistości trzeba wziąść pod uwagę:
      1. Kto będzie ponosił koszty przeprowadzania zmiany?
      2. Kto zyska na poprawie sytuacji?
      3. Jak zareagują ci którzy uznają, że nie są wygranymi tej przemiany?
      4. Jakie ukryte cele będa realizowane za tą fasadą?
      5. Jaki bedzie finalny efekt

      W modelowym kraju wyglądałoby to tak:
      1. ten kto skorzysta na zmianie
      2. ci co poniosą koszty (lub wszyscy będą uczestniczyć w konsumpcji owoców w ten lub inny sposób)
      3. Nie będzie takich bo dokonamy sprawiedliwego podziału
      4. Żadne, chcemu polepszyć kraj.
      5. Kraj będzie bardziej konkurencyjny a mieszkańcy bogatsi i szczęśliwsi.

      A w Polsce tak:
      1. Jeleń który da się złapać. Kto będzie naganiany można się dowiedzieć śledząć mass media
      2. Ten kto koleguje się z włądzą i będzie miał przecieki przed publiką
      3. Będą bojkotować przemiany, eskalować jej koszty w nadziei, że nie dojdzie do przemian lub ją spowolnią
      4. W tym przypadku, może być zwiększona inwigilacja, jakiś nowy podatek, uzależnienie jakieś grupy ludzi od państwa
      5. Ludzie będą wkurzeni bo poniosą koszty, nie poczują poprawy, państwo nabawi się nowych długów a kapitał zagraniczny będzie uciekał

      Jak widać z powyższego stoję w rozkroku pomiedzi teorią a praktyką i nie jest to wygodna pozycja.

      Również pozdrawiam,
      Antyetatysta



      PS

      >A argumentu o Wielkim Bracie nie rozumiem. Jesteśmy kontrolowani, bo mamy komórki, korzystamy z internetu, kart płatniczych, banków. To nie ma związku z tym, gdzie mieszkamy.

      Wszystko powyższe wymaga infrastruktury, tak samo jak inne techniki zbierania informacji. Im większe zagęszczenie tym niższy koszt jednostkowy stąd poniżej pewnego zagęszczenie nie opłaca sie robić inwigilacji 24/365. Stąd cały czas ucieczka na wieś jest jakiś sposobem na ograniczenie inwigilacji.

      Usuń
    8. @Njusacz:
      odnosnie mebli z czasow PRL-u. Moja matka (ktora mieszka z siostra) dopiero niedawno wywalily stare pokomunistyczne mebloscianki, zrobily remont kuchni, lazienki, wymienily okna na bardziej szczelne.

      Wczesniej na to po prostu nie bylo kasy. Mieszkaja w bloku z wielkiej plyty, mieszkanie wlasnosciowe (od ponad 20 lat). Matka jest na emeryturze (niemundurowej), siostra jest kierownikiem apteki z drugim stopniem specjalizacji. Nie maja samochodu.
      To mniej-wiecej daje pojecie o poziomie ehm tzw. "klasy sredniej" w Polsce.

      Aha - jedna wazna uwaga. Tyle im czasu zajelo uzbieranie na ten remont bo nie korzystaly z zadnych pozyczek, kart kredytowych ani innych takich, a oszczedzaly gotowke...

      Odnosnie Wawy:
      organizacja ruchu i transport to jest w stolycy jakis koszmar z ulicy Wiazow :)
      To miasto ani dla ruchu samochodowego, ani nie majace sensownej komunikacji publicznej. Na dodatek rozrzucone na piekielnie rozleglym terenie. Jak czytam w gazetach jak sa organizowane kolejne remonty/przerobki/zmiana organizacji ruchu to wlos mi sie na glowie jezy.

      Usuń
    9. @ Tomek i Antyetatysta

      1. Ciekawa dyskusja. Seba, ten koleżka od Raportu Ekonomicznej Blogosfery oraz porządków na blogu, zawsze powtarza, że siłą tego miejsca nie są notki, a dyskusje pod nimi. Faktycznie coś w tym jest.
      2. W kwestii transportu indywidualnego, to sympatyzując z ideą Tomka, widzę w jakimkolwiek zapędzie do odgórnych zmian, jedynie zagrożenie! Transport publiczny w Wawie jest a) źle zorganizowany, b) nie widzę synergii jego różnych typów, c) nie dostrzegam ZACHĘT.
      3. Mogę sobie wyobrazić sytuację, w której ZMUSZA się( opłaty za wjazd do stref, wyższe opłaty za parkowanie, utrudnienia w ruchu, podwyżki akcyzy na paliwo, etc) kierowców do porzucenia swoich prywatnych aut i dopiero wtedy zapanuje PANDEMONIUM! Ludzie w tej chwili ( generalizując) nie poruszają się swoimi samochodami dlatego, że mają taki kaprys, a dlatego że miasto nie zapewnia im płynnego przemieszczania z A do B czy C.
      4. Jakiekolwiek zmiany zacząłbym od zoptymalizowania obecnej infrastruktury i sukcesywnym jej usprawnianiu, licząc na dobrowolne przestawienie użytkowników ruchu. Raczej marchewką niż kijem. Tego kija w polskim/warszawskim wykonaniu jest aż nadto. Niczemu nie służy.


      @ Futrzak
      1. Zapewniam, że rozumiem sytuację, w której zawsze są pilniejsze wydatki, a to czy owo przecież działa.
      2. Polska klasa średnia, do której powinna z automatu należeć osoba po studiach ( farmacja) i piastująca kierownicze stanowisko ( kierownik zakładu), jest dopiero w powijakach. Co ciekawe Wskaźnik Nierówności Społecznej - Indeks Giniego - nie piastuje Polski "w ogonie".

      Wydaje mi się, że tak długo, jak długo przewagą Polski będzie - tania siła robocza lub naśladownictwo/kopiowanie innych - tak długo będziemy Chińczykami Europy ze wszystkimi tego konsekwencjami. Potrzeba innowacji, wartości dodanej, oponowania nisz. Ja nigdy nie zarobiłem na biednym człowieku, raczej bogaciłem się...przy okazji kooperacji z majętnymi ludźmi. Im więcej w kraju bogactwa, tym więcej zamożności wśród jego mieszkańców. Potrzeba do tego cywilizacyjnej zmiany.


      W kwestii organizacji budów/remontów/inwestycji, to wydaje mi się, że Most Śląsko-Dąbrowski ( przyczyna zatłoczenia ul. Ratuszowej) został zamknięty w 2010 i przez pół roku nic się na placu budowy nie działo, bo oczekiwano na zezwolenie z Moskwy na przesunięcie Pomnika 4 Śpiących...

      Przykład z czerwca...zalana została Trasa Torunska, bo "woda ma to do siebie że spływa" i cały ruch Północ-Południe poszedł właśnie Wybrzeżem Helskim i Ratuszową. Przed paraliżem komunikacyjnym uchroniło kierowców...3 ( słownie TRZECH) policjantów, którzy przez ok 2 godziny ręcznie kierowali ruchem. Pytanie: czy nie można oddelegować kilka takich zmian trójek do tego rejonu także w "zwykłe" dni? Małym kosztem POMÓC ludziom by faktycznie żyło się lepiej.

      Usuń
    10. @Njusacz:
      wlasnie, przyklad mojej rodziny mial na calu pokazanie, ze tzw. klasy sredniej (w rozumieniu panstw EU i USA) w Polsce w zasadzie nie ma.
      Zgadzam sie, ze brak wlasnego przemyslu, nasladownictwo i rezerwuar taniej sily roboczej to nie jest cos, na czym kraj sie bogaci. ALE.
      Popatrz na USA. Maja co najmniej dwie branze w ktorych sa nie do pobicia: przemysl militarny oraz komputerowy (plus kilka innych high-tech). I co? Nic. Od lat siedemdziesiatych innowacyjnosc rosla, zas place klasy sredniej stanely w miejscu. Przez ostatnie zas 5 lat klasa srednia znika w oszalamiajacym tempie i w takiz samym bogaci sie najbogatszy 1%.
      Wlasny przemysl, innowacyjnosc to nie wszystko. Ogromnie duzo zalezy od regulacji prawnych, systemu opodatkowania, kompetencji rzadu oraz jego kontroli przez zwyklych obywateli.

      Co bardziej wspomaga innowacyjnosc i rozwoj malych firm:

      - opodatkowanie dzialanosci gospodarczej niezaleznie od osiaganych zyskow kwota w wysokosci prawie minimalnej placy krajowej

      - zwolnienie od podatku dochodowego osob zarabiajacych do 5000/mies?

      To pierwsze to Polska, to drugie to Argentyna. Przyklady mozna mnozyc. W Polsce system prawny jest w stanie przedzawalowym, a obciazenia podatkowe wygladaja tak, jakby byly wylobbowane przez wielkie corpo, w ktorych interesie jest trzymac wiekkszosc populacji panstwa kolonialnego w nędzy aby zapewnic sobie tania sile robocza.

      Polska jest panstwem kolonialnym, w ktorym panuje kapitalizm kompradorski. Taka jest prawda.

      Usuń
    11. http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/analizy/jak-z-gospodarczego-sredniaka-polska-moze-wejsc-na-wyzszy-poziom/

      Usuń
    12. Diagnoza dla wielu jest bardzo podobna: "Jest pewne, że żyjemy w kraju coraz mniej etycznym, coraz bardziej zbiurokratyzowanym, bardziej policyjnym - proszę spojrzeć choćby na fotoradary. Przez to państwo jest drogie i mało efektywne"

      Ale rozwiązania już chyba każdy ma inne: "Jest proste rozwiązanie: radykalnie obniżyć ilość regulacji prawnych. Jakaś siła polityczna, jeszcze jej nie widać, musi się na to odważyć. Bo mamy wspaniały naród: pracowity, kreatywny, pełen polotu, świetnie radzący sobie w trudnych sytuacjach. Trzeba tylko kogoś, kto odważy mu się nie przeszkadzać"

      http://wpolityce.pl/wydarzenia/57503-roman-kluska-ocenia-aparat-iii-rp-zyjemy-w-kraju-coraz-bardziej-policyjnym-w-ktorym-panstwo-stara-sie-uregulowac-niemal-wszystko

      Usuń
    13. @ njusacz
      Była sobie taka branża, która i tak by zaraz padła. I rzeczywiście padła, praktycznie z roku na rok. Dwie firmy nie padły, bo teatralnie wystawiły się na szpadę (średnio rozgarniętych) Urzędów Skarbowych (akt I). Potem, w drugim akcie, było jeszcze bardziej teatralne przebicie (w rzeczywistości między tułowiem a ramieniem, choć krew tryskała obficie, a i jęki i konwulsje też były). Akt III to powstanie z grobu, walka o "sprawiedliwość", zakończona życiem z odszkodowania od państwa i pławieniem się w blasku ostatniego sprawiedliwego szeryfa, walczącego z uciskiem opresyjnego państwa. PRowo bardzo sprawne, ale nie kupuję tej bajeczki i wszystkich innych przez tych panów opowiadanych też.

      Z uproszczeniem regulacji prawnych to dość zabawny postulat. Każdy chciałby zmniejszyć ich liczbę, pozwalniać urzędników, ale jeśli przyjdzie do omawiania szczegółów, rzeczywistych kompetencji i funkcji, to każdy "wymięka". Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że główną masę liczbową i pieniężną załatwia nam wojsko, policja i służba zdrowia :)

      @ etatysta
      Trudno się z Tobą nie zgodzić. Niestety masz rację, pytanie tylko co w przypadku, jeśli niczego nie zmienimy. Zabetonujemy wszystko autostradami, będziemy miliardy wydawać na ich obsługę, a i tak będziemy grzęznąć w korkach? Nie mam jakiejś cudownej recepty i podejrzewam, że nikt nie ma.

      @ futrzak
      Z mojego doświadczenia w obsłudze i współpracy z małym biznesem to nie wysokość obciążeń jest największym problemem (dla zachodniej Europy pod względem obciążeń bezpośrednich jesteśmy praktycznie rajem podatkowym), ale brak pewności prawnej. Jest już lipiec, a wciąż nie wiemy przykładowo, jak część spółek będzie opodatkowana w przyszłym roku. Problemem są też "ułatwienia" dla przedsiębiorców (np "jedno okienko"), które rozwiązują jeden problem, a rodzą dwa następne.

      Co do klasy średniej to się fundamentalnie nie zgodzę. Nasz system prawno - właścicielsko - podatkowy jest nastawiony na wytworzenie klasy średniej i umocnienie jej za wszelką cenę. Większość ulg podatkowych i pomocy publicznej jest adresowana do tej klasy, niestety ze szkodą dla najuboższych. To temat na odrębną dyskusję.

      Naprawdę musisz tak narzekać na Polskę? To takie dołujące, w sumie mam poczucie, jakbyś miała trochę pretensji do mnie jako mieszkańca i obywatela. Ciężko będzie tu coś zmienić, jeśli wykształceni i pracowici emigrują, a do tego zalewają nas morzem pesymizmu.

      pozdrawiam
      tomek

      Usuń
    14. Tomku powiedz ile razy prywatnie zapraszałem Ciebie abyś pisał dłuższe formy na Njusaczu? Teraz przy świadkach, proszę abyś raz jeszcze rozważył moją propozycję.


      ps. wszystkich oczekujących na C.D. notki - "4 lipca" - przepraszam. 10 minut znalezc jest w tej chwili problemem dla mnie.

      Usuń
    15. @Tomek:
      to moze zacznijmy od tego, czym dla ciebie i w warunkach polskich jest klasa srednia?
      Podalam przyklad mojej rodziny, ktora w warunkach np. niemieckich bylaby wyzsza klasa srednia, a w polskich ze wzgledu na nedze zarobkow, nie jest.
      Moja siostra nie ma zadnych ulg podatkowych, matka tez nie.
      Gdybym ja nagle ocipiala na mozg i chciala na stale wrocic do Polski to musze sie zmierzyc z tym, ze:

      - legalnie nie otworze zadnego biznesu ani nawet przebywac w kraju nie moge (zmiana przepisow o odnowieniu paszportu i dowodu osobistego - w tej chwili wyrobienie tych dokumentow jest dla mnie niemozliwe, chyba ze znow zmienia sie przepisy)
      - pracy w swoim zawodzie i kwalifikacjach nie znajde
      - zalozmy jednak, ze jakims cudem chce przezyc i sobie otworzyc uslugi kateringu typu robie i sprzedaje pierrogi, bigos etc.
      - ile czasu, lapowek, nerwow i kasy bedzie mnie kosztowalo zalatwienie wszystkich pozwolen od sanepidow, srydow i innej masy niewiadomo czego? A jesli pierwsze 3 miesiace wyjda na zero (zanim sie pooglaszam, zdobede klientow etc.) - z czego zaplace ZUS???? Zanim na dobre rozkrece dzialanosc juz bede bankrutem z dlugami i komornikiem na karku przez co najmniej nastepne 10 lat. Zajebiscie!!!! Juz nawet nie chce myslec o rozliczaniu sie z VATu i zakupie kas fiskalnych, bo mi sie robi mdlo.

      Jaka w Polsce kwota zarobkow jest zwolniona od podatku dochodowego? Ile wynosi ZUS? Co mnie obchodzi tzw. elita? Moze oni maja ulgi, a nawet jak ordynarnie nie zaplaca podatkow albo zrobia inny przewal, to normalny obywatel w starciu z nimi ma zerowe szanse. Ze "swoim" sedzia czy prokuratorem nie wygrasz. Co najwyzej zgnijesz w areszcie i dasz sobie siana, bo ile mozna siedziec w pierdlu bez zarzutow i procesu? A panstwo polskie potrafi, oj potrafi ten proces przeciagac... a najlepsze jest to, ze potem nigdzie nie ma winnego. NO NIE MA.

      Ja juz nie mam zludzen, ze w tym kraju da sie cos zmienic. Tj. ze zwykli ludzie, bez zrobienia rewolucji, wyjscia na ulicy i wylania krwi w ogole cos zdzialaja. Zludzenia to ja mialam 20 lat temu, na poczatku lat 90-tych. Potem mi przeszlo a potem doszlam do wniosku ze szkoda mi marnowac zycia w tym smiesznym, bananowym kraiku. 20 lat uplynelo i okazalo sie, ze mialam racje.

      Usuń
    16. @ futrzak

      1. Twoja rodzina w Niemczech byłaby typową klasą średnią, najśredniejszą ze średnich. Personel apteczny ma zresztą często w Niemczech wynagrodzenie taryfowe, możesz sobie łatwo sprawdzić. A że zarobki są tam wyższe niż tu, wynika z różnicy w rozwoju gospodarczym.
      2. Polski paszport możesz sobie wyrobić, bo jesteś polskim obywatelem. Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka przyczyny.
      3. Państwo faworyzuje klasę średnią, bo:
      - podatek od spadków i darowizn w I grupie podatkowej wynosi 0%,
      - podatek od najmu mieszkania to 8,5%,
      - ulgi na dzieci są do wykorzystania tylko dla rodzin dobrze zarabiających,
      - państwo wściekle promuje uwłaszczenie lokatorów mieszkań spółdzielczych i komunalnych, zawalając budowę mieszkań dla ludzi o niskich dochodach (tanie czynszówki, mieszkania socjalne),
      - programy dopłat do mieszkalnictwa (zwrot VAT, Mieszkanie dla Młodych, Rodzina na Swoim, programy termomodernizacyjne i dla budynków ekologicznych) skierowane są do klasy średniej,
      - rozwój infrastruktury transportowej idzie w kierunku rozbudowy sieci autostrad i likwidacji sieci kolejowej i PKSów, z których korzystali biedniejsi,
      - reformy systemu edukacyjnego wprowadziły segregację uczniów po szóstej klasie, kiedyś było po ósmej,
      - progi dochodowe dla najbiedniejszych (pomoc społeczna) są niezmienne od lat i wypadają poniżej progu ubóstwa.
      to są przykłady pierwsze z brzegu
      4. załatwienie odbiorów dla lokalu gastronomicznego, przystosowanego technicznie, to około 2 miesiące (w moich warunkach lokalnych, duże miasto wojewódzkie). Trochę więcej dla apteki.
      5. Żeby otworzyć biznes w Polsce, możesz to uczynić nawet bez pozwolenia na pobyt.
      6. ZUS dla nowopowstałych firm to 153 złote przez pierwsze 24 miesiące. Rzeczywiście masakra.
      7. Podatek dochodowy w Polsce jest niski, duża część samozatrudnionych korzysta ze stawki 19% i niskiego ZUSu (1000 złotych razem ze stawką zdrowotną, którą odlicza się od podatku).
      8. POLSKA NIE JEST SKORUMPOWANYM PAŃSTWEM! Sprawy w sądach i urzędach załatwiam regularnie, oczywiście jest sporo układów, układzików, korupcja też się zdarza, ale to nie to, co kiedyś, raczej zauważam asekurację w drugą stronę.

      Z tym gniciem w areszcie i rewolucjami to już naprawdę przesadzasz. Więziennictwo w Polsce to patologia, ale tylko dlatego, że większość zakładów mieści się w budynkach koszar z czasów zaborów, a system, zamiast więźnia zresocjalizować, upadla go. Wynika to zresztą ze społecznego zapotrzebowania tłuszczy. Pod tym względem rzeczywiście upodabniamy się do trzeciego świata

      pozdrawiam
      tomek

      Usuń
    17. @Tomek:

      1. Moja siostra nie jest personelem aptecznym ale farmaceuta z drugim stopniem specjalizacji i kierownikiem (managerem) apteki. Sam sobie sprawdz ile tacy ludzie zarabiaja w UK, Francji, Niemczech.

      2. Polski paszport probowalam sobie wyrobic juz w konsulacie w USA oraz po przyjezdzie do Polski. Obeszlam dosc sporo roznych urzednikow i kazdy rozkadal rece. Zaden nie chcial podjac decyzji o pominieciu dwoch papierkow niemozliwych do dostarczenia. W mojej sytuacji sa dziesiatki tysiecy emigrantow - ale oczywiscie najepiej wiedza Polacy mieszkajacy w kraju, ktorzy NIGDY nie mieli podobnej sytuacji, za to wymadrzac sie pieknie potrafia

      3. Biznesu w Polsce nie otworze sobie bez pozwolenia na pobyt bo co prawda konto w banku na obcy paszport otwore, ale juz nikt ze mna zadnej umowy o wynajem nie podpisze, nie mowiac juz o zalatwieniu czegokolwiek gdziekolwiek bez peselow, nipow etc. (oczywiscie duze miedzynarodowe corpo nie maja z tym problemow)

      Co do reszty nie chce mi sie nawet tracic na czasu na polemike, bo argumenty wygladaja jak wziete z jakiejs partyjnej propagandowki i nie odzwierciedlaja tego, co relacjonuje mi rodzina i znajomi mieszkajacy w kraju.

      Usuń
    18. Włączę się do Waszej dyskusji z następującą obserwacją. Mianowicie, państwo polskie faktycznie PREFERUJE ludzi, którzy mają ponadprzeciętne dobra czy to pieniężne, czy materialne. Tomek wypisał kilka z naprawdę wielu udogodnień, z których można nad Wisłą skorzystac. Szkopuł w tym, że przebic się z "dołów" przez sufit do klasy średniej nie jest łatwo,ale jak się już to osiągnie to sufit staje się podłogą i naprawdę trudno z niej spasc. Jeśli dobrze rozumiem Futrzaka, to właśnie trudności z "przebiciem" są główną bolączką tutejszej egzystencji. W szczególności, że w niektórych ( wcale nie tak mało) krajach na świecie nie potrzeba tracic aż tyle energii aby dostac się do raju, precyzyjniej do jego przedsionka.

      W kwestii paszportowej, to ja nie jestem uprawniony do ujawniania zawiłości przypadku Futrzka, ale potwierdzam że trafił jej się Paragraf 22. Myślę, że byłby to odpowiedni case dla Tomka:)

      Co do biznesu, to a) każdy swój rozum ma, b) nie każdy ma charakter aby samemu sobie byc szefem, c) nie mając kapitałów/doświadczenia zacząłbym od poszukania kogoś kto umożliwiłby start, d) najpierw wyszukał produkt/usługę na która jej popyt.

      W pozostałych sprawach tzw reszty, to nie biorąc strony żadnej ze stron, bardzo duży wpływ na ocenę ma subiektywność.

      Nie od dziś wiadomo, że "gdyby konie i byki posiadały ręce i mogły nimi malować, to konie malowałyby postacie bogów podobne do koni, a byki podobne do byków". Warto o tym pamiętac.

      Pozdrawiam Was serdecznie.

      Usuń
  2. LLU to chyba Łuków albo Lubartów. Sam wywodzę się z lubelskiego (nazywam tę swoją krainę zagłebiem buraczanym ale to już nieaktualne). We wsi Warszawa pracuję od końca lat osiemdziesiątych a tablic nie zmieniam. Chamstwa tam jest duzo ale nie mieszkam tam dla tego, że miło.
    Acha czołem 'prawdziwi warszawiacy' ci od słoików, chyba wiecie gdzie was mam.

    OdpowiedzUsuń
  3. LLU to tablice z Łukowa a dokł. powiat łukowski, ale to chyba bez znaczenia ,,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Ziemia Łukowska nie jest wyjątkiem na migracyjnej mapie Warszawy. Masa ciekawych ludzi ciągnie tutaj z całego kraju. Po porostu ten Łuków jest wyjątkowo nad-reprezentowany.

      Usuń
    2. a jednocześnie, po rozbudowie sieci autostrad, w Polsce zachodniej też się trochę tych samochodów pojawiło. A jeszcze rok temu nie uświadczyłeś rejestracji zaczynającej się na L
      pozdrawiam
      tomek

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że w 2007 bądź w 2008 ciągnąłem do Strzegomia na rozmowę z klientem i zrobiłem sobie popas w Strzelinie i Niemczy, które z racji historycznych zawsze chciałem zobaczyć. Moje auto z racji właśnie tego L zrobiło nieoczekiwany szoł. #just saying

      Usuń
  4. Z innej beczki. Właśnie się dowiedziałem i postanowiłem nie czekac aż postawię nowy wpis.

    http://skosnymokiem.blogspot.com/2013/05/polityka-jednego-dziecka-fakty-i-mity.html

    ps. Tłumaczem/ką jednej z delegacji, o których wspominałem tydzień temu, była Helen ( angielskie imię). Była drugim dzieckiem w rodzinie, (niestety dla ojca) drugą córką. Ojciec pracownik rządowy płacił za nią całkiem spore kary. Gdy się rozstawaliśmy powiedziałem jej, że bardzo jestem rad, że jej tata tyle w nią zainwestował, bo dzięki temu jest z nami, to się panna popłakała.
    pps. sporo njusów o Chinach i zamieszkujących ich ludziach nagromadziłem w czasie nieformalnych rozmów. Wszystko czeka w kolejce...daj Boże że się doczeka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z innej beczki II.

      Szczerbiński: energii z pioruna nie da się ujarzmić
      PAP - Kraj
      5 Lip 2013, 10:30


      05.07. Warszawa (PAP) - 99 proc. energii pioruna rozprasza się w powietrzu. Pomysły, by budować elektrownie, które przechwytywałyby energię pioruna, to mrzonki - uważa specjalista od elektroenergetyki, dr hab. inż. Marek Szczerbiński z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
      "Piorun to wyładowanie elektryczne, które łączy chmurę z ziemią. Są jeszcze inne gwałtowne wyładowania atmosferyczne - wewnątrzchmurowe i między chmurami, ale ich raczej nie powinno się nazywać +piorunami+" - wyjaśnił w rozmowie z PAP dr hab. Marek Szczerbiński, profesor nadzwyczajny z Katedry Elektrotechniki i Elektroenergetyki AGH. Dodał, że wyładowania takie można obserwować, kiedy powstaje napięcie elektryczne, czyli różnica potencjałów, przekraczające wytrzymałość elektryczną powietrza.

      A kiedy powstaje różnica potencjałów? Podczas gwałtownych zderzeń kropel czy krup lodowych, do których dochodzi przy spotkaniu mas powietrza o różnych temperaturach. "Zjawiska elektryzacji w chmurach nie są jeszcze do końca poznane, jest kilka konkurencyjnych, a częściowo uzupełniających się teorii na ten temat" - przyznał dr Szczerbiński. Zaznaczył jednak, że natura nie lubi zbyt dużych różnic potencjałów i dąży do ich wyrównywania.

      Naukowiec zwrócił uwagę, że nie cała energia pioruna dociera do powierzchni ziemi, lecz jej większość jest rozpraszana po drodze - w tzw. kanale pioruna. "Wyobrażenia, że można ujarzmić energię pioruna i zbudować elektrownie, które by przechwytywały energię pioruna to mrzonki. Ponad 99 proc. energii pioruna rozpraszana jest po drodze, do ziemi dociera niespełna 1 proc. energii pioruna. Nie mówiąc już o tym, że czas pojawienia się burzy i lokalizacje piorunów - jako potencjalnych źródeł prądu - są nieprzewidywalne" - powiedział ekspert.

      Wyjaśnił, że grzmot pioruna powstaje w trakcie lotu. "Zasada powstania grzmotu jest podobna do zasady powstania huku przy wystrzale pocisku artyleryjskiego" - dodał. W powietrzu, przez które płynie prąd wyładowania, następuje gwałtowny wzrost temperatury i ciśnienia, gazy się rozprężają i następuje wybuch w otwartej przestrzeni. "Samo uderzenie pioruna w ziemię czy w jakiś obiekt nie jest donośne, chyba że coś wtedy ulegnie zniszczeniu" - zaznaczył rozmówca PAP.

      Wśród innych wyładowań atmosferycznych, które możemy zaobserwować w Polsce są tzw. ognie św. Elma. W warunkach burzowych, kiedy przekroczone zostanie wytrzymałość elektryczna powietrza, na ostro zakończonych przedmiotach czy nierównościach pokrycia ziemi mogą się pojawiać małe błyskawice o długości do kilkudziesięciu cm. To właśnie ognie świętego Elma. Dawniej często obserwowane były np. na masztach statków, ale można je spostrzec również w środku miast. Wyładowania te zazwyczaj nie są groźne - dr Szczerbiński powiedział, że odnotowano tylko jeden przypadek zgonu z powodu tych ogni. Podkreślił jednak, że miejsce, w którym pojawiają się takie błyskawice, łatwo może stać się celem pioruna, więc najlepiej z takiego miejsca się ewakuować.

      Pojawiające się czasem pioruny kuliste to - jak przyznał ekspert z AGH - zjawisko jeszcze niezbyt dobrze poznane. "Nie wiadomo nawet, czy należy je badać metodami fizyki, jako byt realny, czy raczej traktować je jako złudzenie, produkt ludzkiej wyobraźni, taki jak yeti czy UFO" - dodał.

      Nie wszystkie jednak wyładowania atmosferyczne mają postać błyskawic. Niektóre z nich - np. wewnątrzchmurowe - mogą być słabe i niewidoczne. "Czasem jak włączamy radio, szczególnie na falach długich, to - choć na niebie błysków nie widać - słyszymy trzaski. Może to świadczyć o przepływie wewnątrz chmury ładunków elektrycznych, które nie mają postaci błyskawic" - wyjaśnił dr Szczerbiński.

      Ludwika Tomala (PAP)

      lt/ agt/ tot/

      Usuń
    2. www.guardian.co.uk/uk/2013/jun/21/gchq-cables-secret-world-communications-nsa
      Britain's spy agency GCHQ has secretly gained access to the network of cables which carry the world's phone calls and internet traffic and has started to process vast streams of sensitive personal information which it is sharing with its American partner, the National Security Agency (NSA).

      The sheer scale of the agency's ambition is reflected in the titles of its two principal components: Mastering the Internet and Global Telecoms Exploitation, aimed at scooping up as much online and telephone traffic as possible. This is all being carried out without any form of public acknowledgement or debate.

      One key innovation has been GCHQ's ability to tap into and store huge volumes of data drawn from fibre-optic cables for up to 30 days so that it can be sifted and analysed. That operation, codenamed Tempora, has been running for some 18 months.

      Usuń
  5. ciekaw jestem jak kiedys naplywala ludnosc po wojnie jak rozpoznawano prowincje. P otablicach rejestracyjnych na czym ? na powozach konnych czy tych syrenach i warszawach i innych maluchach ? Panowie W-wa po wojnie stala sie jednym wielkim naplywowym miejscem gdzie sciagaja ludzie z calej polski. Prawdziwych warszawiakow jak na lekarstwo albo mieszkaja po za stolica. W stolicy zostali ci co naplywaja caly czas po wojnie tzw wyrobnicy klasa pracujaca. Ci co sie maja lepiej mieszkaja pod warszawa. Dla mnie czy ktos robi wioche z LLU , TKN , KMI czy WN WOT i inne malo mnie interesuje bo robia to ci najczesciej co maja w glowie nierowno troche i moze to byc zarowno prowincja jak i tutejszy powojenny potomek wyrobnikow. Dla mnie cala polska to jedna wielka wioska z punktami miejskimi naturalnie. Kopanie sie czy z w-wy czy z lublina jest nie na miejscu. Kazdy doklada sie do tej fabryki a nas dalej cwaniaki z wiejskiej robia na prawo i lewo a my sie przejmujemy pierdolami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podoba mi się Twój komentarz. Pozwól, że użyję go w drugiej części wpisu.

      ps. co do mieszkańców Warszawy, to pytanie brzmi: Warszawianin czy Warszawiak?

      Usuń
    2. @njusacz
      A propos Warszawiaków. Znam kilku takich, którzy są Warszawiakami z dziada pradziada (to się chyba "pniok" u Was nazywa?). To ich poczucie przynależności do kasty uprzywilejowanej kojarzy mi się z substytutem klasy szlacheckiej, której już w Polsce nie mamy. A że ich jest mało, a prawie każdy jest przyjezdny (jak nie w pierwszym, to w drugim pokoleniu), jeszcze na dorobku, stąd też takie wzajemne warczenie ludności napływowej, wszakże wszyscy ustawiają się w kolejce do tego samego koryta. W sumie, jeśli popatrzy się na skalę drenażu kadr na prowincji przez Warszawę (przy czym za prowincję uznaję też takie "metropolie", jak Poznań, Wrocław, czy Gdańsk), to komunistyczne ograniczenia w napływie ludności do stolicy zaczynają mieć sens. Zadaję sobie pytanie, dlaczego przykładowo Niemcy dojrzeli do tego, żeby Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny wyprowadzić do Karlsruhe (i na tej zasadzie do mniejszych miejscowości wszystkie właściwie organy centralne), a my wszystko wrzucamy do Warszawy? Jakim ułatwieniem dla wszystkich byłby np Sąd Najwyższy w Kaliszu. Albo IPN w Piotrkowie Trybunalskim.
      pozdrawiam
      tomek

      Usuń
    3. Jakiś czas temu Szutnik z PiGu sprzedał informację, że siedziba główna KGHMu ma/miała(?) zostać przeniesiona do...Warszawy. Rationale dla osób decyzyjnych dla tej mądrej-inaczej decyzji, to oczywiście PODATKI. Oto najważniejsza z przyczyn dla trzymania całej tej hydry w jednym miejscu.

      Nie chcę kopac leżącego, czytaj Donalda "nic nie mogę" i jego ekipy z dzipa, dlatego też w tym miejscu postawię kropkę.

      ps. Co do rodowitych Warszawian, to z tego co pamiętam Spinnaker, z którym dyskutowałeś pod notką "na granicy polsko-chińskiej", wywodzi się z rodziny, która ocalała w 1944 r. tylko dlatego, że Niemcom do wyrżnięcia mieszkańców z całej ulicy zostało jeszcze jakieś 50 metrów i...zabrakło im czasu.

      Usuń
  6. Trzy miesiące bez ZUS i podatku dochodowego - ustawa dla przedsiębiorców dziś w Sejmie
    Tax Care - Biznes
    12 Lip 2013, 10:00


    Sejm zajmie się dziś ponownie projektem zmiany ustawy o swobodzie działalności gospodarczej Ruchu Palikota. Przewiduje on możliwość otwierania firmy na próbę - bez podatku dochodowego i ZUS przez trzy miesiące. Przedsiębiorcy już dziś mają możliwość "niepłacenia" ZUS-u przez rok - ciężar składek może wziąć na siebie bank, w zamian za korzystanie z jego produktów.
    Ruch Palikota chce zwolnić na pierwszych 90 dni przedsiębiorców otwierających własną działalność z podatku dochodowego oraz obowiązku ponoszenia składek na ubezpieczenie społeczne. Byłby to taki okres próbny w prowadzeniu własnego biznesu. W 2013 r. minimalne składki ZUS na ubezpieczenia społeczne wynoszą 153,12 zł miesięcznie (tzw. preferencyjny ZUS, przewidziany dla osób rozpoczynających działalność gospodarczą). Tyle więc straciłby ZUS na tym projekcie. Przedsiębiorca nie płaciłby też składki zdrowotnej, która wynosi obecnie 261,73 zł - koszt tych składek pokrywałyby jednak za niego powiatowe urzędy pracy.

    Minimalne miesięczne składki na ubezpieczenia społeczne (tzw. ZUS preferencyjny) oraz składka zdrowotna przedsiębiorców rozpoczynających działalność

    Rodzaj ubezpieczenia (% podstawy wymiaru) Składki w 2013 r. (podstawa wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne 480 zł **) Emerytalne (19,52%) 93,70 zł Rentowe (8%) 38,40 zł Chorobowe (2,45%, składka dobrowolna) 11,76 zł Wypadkowe (1,93%*) 9,26 zł Zdrowotne (9%)** 261,73 zł Razem 414,85 zł * dla firm, które zgłosiły do ubezpieczenia wypadkowego przeciętnie miesięcznie nie więcej niż 9 osób

    ** w przypadku składki zdrowotnej podstawa wymiaru w 2013 r. wynosi 2908,13 zł

    VAT NA NORMALNYCH ZASADACH

    Po zakończeniu okresu próbnego, bez względu na efekt próby i decyzję o kontynuowaniu bądź nie działalności, przedsiębiorca nie musiałby regulować podatku dochodowego ani składek za pierwsze trzy miesiące działania. Projekt nie ingeruje natomiast w regulacje dotyczące podatku od towarów i usług, co oznacza, że przedsiębiorców "na próbę" obowiązywałyby takie same zasady, jak wszystkich innych podatników. Możliwe byłoby więc wybranie zwolnienia z VAT (z wyjątkiem tych branż, które są wyłączone jak np. świadczenie usług doradczych lub jubilerskich) albo rozliczanie tego podatku.

    ZWOLENIE Z ZUS I PIT TYLKO DLA FIRM BEZ PRACOWNIKÓW

    Rejestracja próbnej działalności odbywałaby się w dowolnej formie, w tym za pośrednictwem elektronicznego formularza, poprzez zgłoszenie do Centralnej Ewidencji i ytŤaÁ Informacji Działalności Gospodarczej. Dane zawarte w takim wniosku odpowiadać miałyby danym, które są wymagane w przypadku zwykłego rejestrowania działalności. Dzięki temu przedsiębiorcy, którzy po okresie próby postanowiliby kontynuować swój biznes, nie musieliby przechodzić procedury rejestracyjnej od początku. Wystarczające miałoby być złożenie oświadczenia o kontynuowaniu działalności. Co ważne, firmy korzystające z okresu próbnego, musiałyby o tym informować swoich kontrahentów i klientów. Firmę na próbę można byłoby założyć raz na pięć lat. Z takiej formy rozpoczęcia biznesu można byłoby skorzystać raz na 5 lat. Byłaby ona dostępna wyłącznie dla przedsiębiorców niezatrudniających pracowników.

    Niestety są spore szanse na to, że projekt przepadnie już w pierwszym czytaniu. Dziś będzie prawdopodobnie głosowany wniosek PO o jego odrzucenie w całości.
    (...)


    (Katarzyna Siwek, Katarzyna Rola-Stężycka - Tax Care)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sejm odrzucił projekt ustawy umożliwiający stworzenie firmy na próbę w której przedsiębiorca byłby zwolniony z płacenia podatku przez 90 dni

      Głosami PO i PSL!!!

      Usuń


    2. Tutaj wyniki głosowania: http://orka.sejm.gov.pl/Glos7.nsf/nazwa/45_23/$file/glos_45_23.pdf

      Usuń
    3. POMYŁKA

      tutaj właściwe zestawienie z głosowania: http://orka.sejm.gov.pl/Glos7.nsf/nazwa/45_76/$file/glos_45_76.pdf

      Usuń