piątek, 23 listopada 2012

Koniec polskiego wstydu!!!


Wpis z serii: "na długi zimowy wieczór".

 

Koniec polskiego wstydu


Autor Paulina Wilk. Pochodzi z ( tutaj), a pierwotnie Rzepa z 2008 r.

"Ostatnio każda podróż do Europy leczy mnie z kompleksów. Z wyuczonego poczucia niższości i wiary w mit Zachodu. Miasta, które dziesięć lat temu wprawiały mnie w zachwyt, teraz rozczarowują 


Rzym jest brudniejszy niż Warszawa. Wieczorami w centrum Amsterdamu koczuje więcej narkomanów niż na Dworcu Centralnym. Paryż, kolebka równości i braterstwa, przypomina miasto porżnięte na etniczne sektory. Przez Edynburg w nocy przewalają się hordy pijanych nastolatków. A w Londynie coraz trudniej czuć się bezpiecznie. 

Europa jest nie tylko wspaniała. Ma się czego wstydzić. Ale za wszystkich (i w nadmiarze) wstydzimy się my. Wciąż wyrzucamy sobie zaściankowość, konserwatyzm, zacofanie. Od czterech lat jesteśmy w Unii Europejskiej, ale sami podcinamy sobie skrzydła, powtarzając, że ekonomicznie ciągniemy się dwie, trzy dekady w tyle. A za powód do dumy uważamy to, że rzesze naszych młodych emigrantów doskonale sobie tam, u nich, Europejczyków, radzą. Lubimy myśleć, że nie kładą już papy, siedzą w bankach i agencjach reklamowych, jadają w dobrych restauracjach. Oni podobno nie są już ubogimi krewnymi, półbarbarzyńcami. My tutaj jeszcze tak. 

Europa w paczce 

Moje dorastanie przebiegało w cieniu bogatej ciotki Europy, której granice przedziwnie rozciągały się na Izrael (bo stamtąd docierały cytrusy). Nie bardzo wiedziałam, jak wygląda Europa, ale byłam pewna, że powinnam jej zazdrościć i do niej aspirować. Przyjeżdżała do nas w paczkach albo w opowieściach wujów i sąsiadów, którzy mieli okazję na chwilę wyrwać się do lepszego świata. 

Ja i moi przyjaciele z podwórka urodziliśmy się na rok przed stanem wojennym, a wychowywaliśmy w poczuciu ubóstwa. Nie doświadczaliśmy go naprawdę, ale wisiało w powietrzu. Przywiezione przez ojca koleżanki żelki świadczyły dobitnie, że gdzieś tam jest rzeczywistość równie ekscytująca i słodka jak one. Większość naszych rodziców też jej nie widziała, ale coś w ich rozmowach, podsłuchanych przez nas, chowających się pod imieninowym stołem, mówiło nam, że tam jest eldorado.Przez pierwsze dziesięć lat życia zazdrościliśmy zaocznie, nie bardzo wiedząc czego. Ale potem Zachód stał się bardziej namacalny. Wpadł mi w ręce, gdy zdałam egzamin przed pierwszą komunią – ksiądz proboszcz wręczył mi paczkę owocowych pastylek Skittles. Mniej więcej w tym samym czasie Europa przyjęła postać drogich zeszytów z kolorowymi okładkami, jaskrawych flamastrów i tornistrów z działającym zegarem na klapie. Cała klasa przykładała ucho, żeby sprawdzić, czy tyka. Był rok 1991, pamiętam plakat zapowiadający 200-lecie Konstytucji 3 maja. Tej samej, która miała świadczyć o naszej historycznej przynależności do europejskiej rodziny i dawno wykupionym bilecie na salony demokracji. Plakat wisiał jeszcze długo, a my szybko się nauczyliśmy, że Europa to gratka nie dla każdego.Oglądaliśmy reklamy zabawek firmy Mattel z różową posiadłością lalki Barbie, do której Ken wjeżdżał windą. Ale nikomu nie śniło się jej mieć. Kiedy kilka lat temu moja przyjaciółka wspomniała, że dostała od rodziców taki domek i trzyma go gdzieś w pudle na strychu, zaparło mi dech. Nawet teraz nie odważyłam się poprosić, by go dla mnie rozłożyła. Jakbym wciąż znała swoje miejsce, które znajduje się w przedsionku. 

Dzieci w klasie szybko podzieliły się na te, których rodzice korzystali z dobrodziejstw wolnego rynku nieśmiało, i te, których rodzice rzucili się w wir możliwości. Ten kolega od tornistra z zegarkiem był najbogatszym uczniem w szkole, miał tatę biznesmena. Gdy zaprosił nas do siebie, odbyliśmy pierwszą symboliczną podróż na Zachód. My, rezydenci mieszkań z wielkiej płyty, spędzający popołudnia na trzepaku, wkroczyliśmy do rozległej posiadłości wyposażonej w odtwarzacz wideo, kamerę i kuchenkę mikrofalową, z której wyjechał do nas europejski posiłek. Z pierogami ruskimi, barszczem ukraińskim i plackiem po węgiersku byliśmy za pan brat, ale nigdy nie widzieliśmy spaghetti bolognese. Wycieczka do Włoch stanowiła wyzwanie, makaron uciekał z widelca, smak Zachodu wydawał się nieuchwytny. Z poważnymi minami naśladowaliśmy gospodarza, nawijając makaronowe nitki za pomocą widelca i łyżki. Wróciłam do domu podekscytowana, z poczuciem, że zobaczyłam kawał świata. 

Unia na sucho... 

Świat to było coś zewnętrznego. Wszystko, co imponujące i wartościowe, znajdowało się tam. Podczas gdy Europejczycy mogli z tych bogactw korzystać do woli, my musieliśmy na nie zapracować i udowodnić, że jesteśmy ich warci. Przede wszystkim ucząc się języków obcych. Brak znajomości angielskiego oznaczał brak zawodowych perspektyw, a przy okazji najzwyklejszy wstyd. Włochom i Hiszpanom podobne kompleksy czy ambicje pozostają obce. Mogę im zarzucać arogancję albo zazdrościć poczucia wartości własnej kultury. 

Ja przez prawie jedną trzecią dotychczasowego życia odczuwałam coś przeciwnego. Po 1989 r. tylko raz stałam w kolejce po cukier, za to codziennie rano ustawiałam się w kolejce do Europy. Razem z całym krajem czekałam na „wejście”, „przystąpienie”, „uzyskanie członkostwa”. Nerwowo nasłuchiwaliśmy pomruków z salonu, niepewni, zawstydzeni, może nawet upokorzeni. Zechcą nas czy nie? A jeśli tak, to kiedy? Musimy być przygotowani. Pokolenie naszych rodziców w zamian za otwarcie drzwi zaoferowało Europie własne dzieci. Siebie zwykle spisywali na straty, inwestując w nasz angielski, nasze studia, stypendia i podróże. Żebyśmy się dobrze prezentowali w tym wyrafinowanym świecie, mieli szanse i nie czuli się gorsi. 

Chór polityków wtórował unisono: „przyszłość Polski leży w Europie”. A skoro przyszłością jesteśmy my, młodzi… W XXI wiek wkraczaliśmy pełni nadziei i świadomi obowiązków. W wyniku tej euforii do egzaminów na wydziały Stosunków Międzynarodowych i Politologii, które oferowały znajomość prawa międzynarodowego i unijnego, przystępowały tłumy. Większość z nas jako specjalizację wybierała europeistykę, licząc, że to pozwoli zrozumieć fenomen, którego częścią mieliśmy się wkrótce stać.Przez pięć lat z namaszczeniem wkuwaliśmy idee Schumana, historię instytucji wspólnotowych, procedury decyzyjne, tryb głosowań w unijnym parlamencie, zmiany zapisane w kolejnych traktatach. Wszystko w teorii, przekazywane przez wykładowców, którzy – z nielicznymi wyjątkami – nigdy nie pracowali w Brukseli. Kilku młodych doktorantów, którzy w unijnych instytucjach stażowali, nie zostawiało nam złudzeń: Unia Europejska sprowadza się do decyzji finansowych, kwalifikowania marchewki jako owocu, przepisów określających twardość asfaltu na autostradach. Wielka polityczna idea okazała się przedsiębiorstwem działającym według detalicznych ustaleń i zatrudniającym wyłącznie fachowców.Nam wolno było tylko pobawić się w Unię na sucho. Podczas uniwersyteckich debat imitowaliśmy obrady Parlamentu Europejskiego, odświętnie ubrani i na jeden dzień wyposażeni w obywatelstwo niemieckie, brytyjskie czy włoskie. Poza tym prawie każdy mógł sobie Europę wreszcie obejrzeć z bliska, wyjeżdżając na półroczne stypendium. Przypominało to lizanie cukierka na czas, ale stanowiło kolejny stopień wtajemniczenia. 

... i w praktyce 

Szczęśliwe rozwiązanie nadeszło, gdy byliśmy rok po studiach. Świętowałam z przyjaciółmi skromnie i z niedowierzaniem, oglądając wiwatujące tłumy w telewizji. Ojciec koleżanki wdrapał się na drabinę w ogrodzie i przybił do drzewa unijną flagę. Popijaliśmy szampana, kryjąc łzy wzruszenia.Już nie musimy jeździć do Londynu do roboty na czarno i drżeć na granicy o to, czy nas wpuszczą. Już nie trzeba wyskrobywać zaskórniaków, żeby wejść do Tate Modern – młodzi obywatele UE mają zniżki w muzeach. Możemy mieszkać w Szkocji i latać do domu kilka razy w roku. Godzinami rozmawiać z rodzicami przez Skype’a. I zapomnieć o scenie kończącej „300 mil do nieba”, gdy ojciec krzyczy kilkuletniemu synowi w słuchawkę: „Nie wracajcie, słyszysz?”. 

Dopiero teraz możemy odczarować Europę, spojrzeć na nią trzeźwo. A wcale nie jest to łatwe, bo hasłu „Zachód” wciąż przyporządkowane są wyłącznie komplementy. Gdy mówię o nim krytycznie, widzę unoszące się brwi. Nauczyliśmy się myśleć o sobie negatywnie, a wszystkich mieszkających na zachód od Odry odruchowo wrzucamy do wspólnego worka ogłady, wysokiej kultury, lepszych rozwiązań. 

– Widziałaś już zarzygane chodniki? – zapytał na powitanie znajomy. – Nie? To nie widziałaś Edynburga. 

Myślałam, że żartuje. Przecież Edynburg to perła Szkocji, gospodarz znakomitego festiwalu teatralnego. Ale o północy, gdy – zgodnie z rytmem tamtejszych weekendów – opuściłam pub, żeby przenieść się do nocnego klubu, zrozumiałam. Na ulicach były tłumy zalanych nastolatków, dziewczyny chwiały się półprzytomne i półnagie. 

Policjanci są przyzwyczajeni, nie interweniowali. Widziałam, jak uprzejmie wskazują drogę do nocnego autobusu chłopakowi, który ledwo bełkotał. W autobusie jakiś mężczyzna groził kierowcy, waląc pięściami w kuloodporną szybę dzielącą go od pasażerów. Kierowca bezskutecznie wzywał policję. Wreszcie dwóch zirytowanych panów wyrzuciło awanturującego się na chodnik, a kierowcy nakazało: – Jedź! 

Polscy przyjaciele, u których byłam w gościnie, zapewniali, że zwykle takie historie się nie zdarzają. Ale dzień wcześniej byliśmy w modnym klubie, w którym stoły i sofy były zalane piwem, a w toalecie wybijał klozet. Kelner poproszony o posprzątanie dla nas stołu, wręczył nam papierowe ręczniki. Pijany chłopak uderzył mojego kolegę w głowę, wybuchła bójka, ale ochroniarze zareagowali, gdy było po wszystkim. Za to gdy ktoś zapalił zapałkę, natychmiast zjawił się menedżer i upomniał nas, że obowiązuje zakaz palenia. 

Tak ustawione granice bezpieczeństwa i komfortu bulwersowały nie tylko mnie. – To ostatnie miejsce na ziemi, w którym chciałabyś wychowywać dzieci – oznajmiły jednogłośnie Kanadyjka i Polka, które przyjechały do Edynburga na stypendium. O brytyjskich dzieciach biorących narkotyki na szkolnych przerwach rozpisuje się światowa prasa, ja widziałam co innego. Dwóch pięciolatków samych na ulicy o 23, terroryzujących pełen ludzi autobus niewybrednymi żartami. Ode mnie chcieli pieniędzy, a kiedy odmówiłam, jeden z nich przyjął pozę gangstera z hiphopowych teledysków i krzyknął: – Na kolana, skurwysynu! 

Ranking bab w okienku 

W autobusie w Rzymie nie było niebezpiecznie, ale boleśnie brakowało zdrowego rozsądku i troski o ludzi. Był późny wieczór, trasa wiodła wąskimi uliczkami, na jednym z zakrętów kierowca zatrzymał się między źle zaparkowanymi samochodami. Mógł wycofać i pojechać inną drogą. Zamiast tego wyłączył silnik i zadzwonił po policję, by wypisała właścicielowi wozu mandat. W ciągu 45 minut radiowóz się nie zjawił, za to nadjechały dwa autobusy tej samej linii. Żaden z kierowców nie przejął pasażerów, nie skorzystał z objazdu. Spośród kilkudziesięciu osób tylko jedna Włoszka uznała sytuację za idiotyczną i – tak jak ja – poszła na pobliską stację kolejową. Reszta została, oczekując, aż problem rozwiąże się sam. U nas taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca – kierowca coś by poradził. Jeśli nie sam, to przymuszony przez pasażerów. 

Dzień później stałam pod rzymskim stadionem olimpijskim, czekając na koncert Madonny – kilkutysięczny tłum od rana tkwił w silnym słońcu, coraz bardziej wściekły. Po południu było nas już kilkadziesiąt tysięcy, a naprzeciwko – kilkunastu bezradnych carabinieri. Gdy wreszcie otworzyli bramy stadionu (dwie z kilkunastu), było blisko katastrofy. Gdyby w Polsce jakąkolwiek imprezę masową zorganizowano w ten sposób, następnego dnia gazety nie zostawiłyby na organizatorach suchej nitki. Włosi pisali tylko o tym, że Madonna znów obraziła papieża. 

Narzekamy na nasze postawy obywatelskie, jakość usług komunikacyjnych, nieudolność policjantów. Oczekujemy od siebie więcej, przekonani, że na Zachodzie wszystko wygląda lepiej. Może to wyobrażenie działa mobilizująco, ale jest zdezaktualizowane i zwyczajnie nieprawdziwe. Dużo mówimy o „fatalnej kondycji” i „zapaści” polskiej służby zdrowia. Ale to z Wysp Brytyjskich docierają najkoszmarniejsze i groteskowe opowieści o opiece medycznej, a raczej jej braku. Moja ciężarna znajoma trafiła do lekarza z zapaleniem oskrzeli, a ten zalecił inhalacje z gorącej wody. Ginekolog nie widział potrzeby skierowania jej na badanie USG. Gdy kolega, zatrudniony na czarno w Londynie, zjawił się w Warszawie bez kilku zębów, tłumaczył: wyrwać było taniej, niż leczyć. Ale i teraz, gdy jest ubezpieczony, woli przylatywać do przychodni w Warszawie.Także polskie historie o nieuczynnych „babach w okienku” wypadłyby w europejskim rankingu blado. Przyjaciółka przysłała mi z Tuluzy wieloodcinkową epopeję o tym, jak próbowała we francuskim banku dokonać wpłaty na konto. Zajęło to kilka dni i wtedy zrozumiała, dlaczego Francuzi mają tak długie urlopy – połowę wykorzystują na wizyty w urzędach. Resztę – na studiowanie aktualizowanego co miesiąc przewodnika po zasiłkach, subwencjach i dotacjach. – A najgorsze, że za każdym razem, kiedy ktoś próbuje tu coś zmienić, organizują strajk i wszystko staje! – zakończyła. 

Poza tym Europa cierpi z powodu dolegliwości, które nas nie dotyczą. Podczas niedawnego spaceru po Paryżu obserwowałam wieloetniczne tłumy. Afrykańscy imigranci oferują breloczki w kształcie wieży Eiffla, ale to oni stanowią dziś najtrafniejszy symbol miasta. Podróżując naziemnymi liniami metra, łatwo zauważyć, że miasto jest podzielone na rasowe i narodowe dystrykty – na jednej stacji wsiadają Hindusi, na kolejnej Afrykańczycy, na następnej – sami Francuzi. 

Obietnica in blanco 

W wielonarodowej masie trudno utrzymać poczucie tożsamości. Mieszają się systemy wartości, wyznania i normy obyczajowe. Współistnieją na rzecz wolności i tolerancji, ale kosztem zacierania granic i częściowej amnezji. Kilka lat temu znajomy dostał stypendium na prestiżowej uczelni artystycznej w Londynie. Wyjeżdżał do świata liberalnego, gdzie nikt nie będzie piętnował jego homoseksualizmu. W rodzinnym mieście na południu Polski tego komfortu by nie miał. Ale to co kiedyś nazywał otwartym społeczeństwem, dziś utożsamia z otępiałą masą. Okazało się, że polski tradycjonalizm i obyczajowa zaściankowość, od których chciał się uwolnić, niosą ze sobą coś bezcennego. Coś, bez czego jako artysta czuje się niepotrzebny: – W Polsce ludzi można jeszcze czymś poruszyć, zdziwić, nawet oburzyć. Już nie mogę patrzeć na te pozbawione wyrazu londyńskie gęby, które wszystko widziały. Nic nie robi na nich wrażenia, nic nie czują. 

Rozumiem jego rozgoryczenie. Ja też uwierzyłam, że tam, gdzie jest więcej możliwości i pieniędzy, jakość życia musi być lepsza. Perspektywa Europy, którą byliśmy karmieni, przeistoczyła się w poważną obietnicę – weksel na przyszłe szczęście, gwarantowany przez polskie autorytety. Jeden z naszych wybitnych aktorów, który w latach 80. wyemigrował do Francji, mówił mi, że woli Paryż od Warszawy, bo tam jeszcze nigdy nie zabrudziły mu się buty. Moja rówieśniczka, która spędziła tam ostatnie pięć lat, wybuchła śmiechem: – Przecież Paryż to śmierdząca kloaka! 

Trzeba uważać, co się młodym opowiada. Nawet teraz, gdy na własne oczy zobaczyłam, że między Polską a Europą nie ma przepaści, mój nowy patriotyzm jest postawiony na głowie. Zaczynam lubić mój kraj za to, że nie jest tak zły, jak go sami namalowaliśmy."



4 lata od publikacji. Kto się dziś pod nim podpisze? Kto ma jakieś "wątki"? Jakie?




39 komentarzy:

  1. brawo! podobie mnie sie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jesteś Moim Ulubionym Malkontentem to ufff wreszcie udało się zadowolić nawet Ciebie:)

      Ale żeby między nami nie było tak cukierkowo to tak na szybko podrzucę Ci do przemyślenia taką zagwozdkę.

      W latach 80tych i w sumie 90tych "ciocia zachodnia europa" opierała się na innym modelu społeczno-gospodarczym. We współczesnych czasach doszło do otwarcia granic i...pofolgowania w kilku płaszczyznach. Tutaj się zgodzimy, prawda?

      Jeśli odp Tak to czy nie dostrzegasz, że doszło na tzw. Zachodzie do obniżenia poprzeczki? Doprowadziło ona do zafajdanych ulic, do podziału na lepszych i gorszych, do wytrącenia inicjatywy z nawyku szacunku do prawa?

      Jeśli nadal TAK to czy lepiej więcej wymagać od siebie i swojego otoczenia czy też lepiej cieszyć się jak mało brakuje nam do...zafajdanych ulic ( tutaj przesadzam!!!)?

      Co Ty na to?

      Sam text optymistyczny. Znalazłem go czyszcząc jedną skrzynkę pocztową w korespondencji z 2008 r. z pewnym podbijającym obecnie city Maciejem. Tak, tak...niestety wyjechał i podbija świat.

      Usuń
  2. Świetny tekst. Wpisuje się w ostatnią, również słuszną, retorykę Ziemkiewicza o kompleksach Polaków względem Zachodu, tzw młodzi wykształceni z wielkich miast. Chociaż muszę powiedzieć, że będąc na "zachodniej" wsi czy mniejszym mieście można odnieść jak najbardziej pozytywne wrażenie. Może nie jakąś przepaść ale ja osobiście miałem okazję mieszkać w Holandii w Berlicum (wioska) i w Hertogenbosch (~150tys) i wrażeń negatywnych nie odnotowałem. Wręcz przeciwnie, ludzie jacyś tacy porządni, zero bydła z polskiego blokowiska ogolonego na łyso... Pewnie gdyby to był Amsterdam czy Paryż to co innego. Kumpel mieszkający kiedyś w Anglii był za to zszokowany rozpuszczeniem Anglików, podobno zero zahamowań wśród młodzieży i straszne z nich chlejusy. Europa moralnie jest już blisko upadku. Polska ma jeszcze tutaj przewagę. I to mnie cieszy, bo bogactwo materialne można szybko odrobić a moralne już nie.
    cracko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cracko, publicystyka RAZa na pewno (przy wszystkich jej niedociągnięciach np. faktograficznych) jest jedną z ciekawszych w tym kraju. Jego rola w kształtowaniu postaw, zachowań jest wiele poziomów większa niż moja, Futrzaka, czy nawet blogerów z tzw. pierwszej ligi. Należy tylko żałować, że w "odzyskanej telewizji" wyleciał jako jeden z pierwszych bo co innego praca, blogi, a co innego szklane okienko.

      Co do własnych wrażeń z wojaży to zadziwiająco się zbieżne z Twoimi. Może ten upadek jest tylko zanadto przesadzony. Tak jak Polska jeszcze nie utonęła tak i Europa nie upadła ( także moralnie). Może w niektórych miejscach nawet z większa tolerancją się spotkałem.

      Polacy nie mają garba kolonii, wyzysku innych, ludobójstwa, wojen...a dali się wmanewrować w poczucie permanentnego wstydu, niskiej samooceny i...poczucia wyższości względem np. ruskich, pepiczków. Na szczęście nowe pokolenie odmieni oblicze tej ziemi. Przynajmniej ja mam taką nadzieję.

      Usuń
  3. Ja tam kompleksow z powodu bycia Polką nie mam i nigdy nie mialam.
    Jesli ktos naoglada sie filmow, w ktorych malzenstwo barmanki i taksowkarza zarabia tyle, ze stac ich na dwupietrowy dom, dwa porzadne samochody i codzien chodza do restauracji, to potem przezyje rozczarowanie wyjezdzajac do owego mitycznego "zachodu". Sorry :)

    Kazdy kraj ma swoje wady i zalety, a przewaga tzw. "zachodu" nad Polska nie polega na tym, ze gdzies jest czysciej czy mniej chlaja albo lepsza organizacja tylko na tym, ze srednia pensja ma znacznie wieksza sile nabywcza niz w Polsce. Oraz jeszcze na tym, ze sa prace w przemysle dla inzynierow specjalistow (no, to juz tylko nieliczne kraje...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja powiem więcej. Ja CIESZĘ się, że jestem Polakiem! Bez podtekstu, że czuje się lepszym. Po prostu nie uważam aby mi czegokolwiek brakowało no może poza akcentem oxfordzkim bo tego nigdy mieć nie będę ale to sprawa słabego "słuchu muzycznego".

      Teraz Eldorado jest na wschodzie! Syberia, Mongolia, Chiny, Witnam...INDONEZJA!!! a także w Angoli. "Zachód" się zwija i ratują go tylko kapitały.


      Usuń
    2. @Njusacz, nie wiem, jak Ty definiujesz eldorado, bo... http://www.indexmundi.com/mongolia/gdp_per_capita_(ppp).html

      Usuń
    3. Słusznie zwróciłeś uwagę. Powinienem był napisać "dziki zachód". Wtedy byłoby od razu wiadomo, że chodzi mi o miejsce gdzie szybko można osiągnąć bardzo wysokie ROE.

      Usuń
  4. W polandzie miejscowych tresuje się codziennie że są gorsi, że muszą się wstydzić, że europa/zachód to, tamto, sramto. Że grono szamanów dla niepoznaki zwanych autorytetami posiadła monopol on ocenianie co zasługuje na "europejskość" oraz naukę jak postępować, myśleć i zachowywać się by doznać zaszczytu bycia "europejczykiem"
    a prawda jest taka że hołoty i buractwa jest tam masa, o kolorowych nie wspomniawszy
    że jest syf i brud gorszy niż tutaj
    że ludzie są otępiali, nic ich nie obchodzi i w zaspokajaniu swoich "potrzeb" bardziej przypominają warzywo - nie uwłaczając warzywu - niż istoty myślące.
    że są zdegenerowani socjalem i mają wyprane mózgi na zasadzie "że im się należny i zasługują", nieszczęśliwi że muszą pracować zamiast się "realizować"
    i można by jeszcze długo wymieniać

    Po prostu zarabiają więcej, a to co zarabiają ma większą siłę nabywczą niż żałosne pieniądze w Polsce. Jak ktoś ma głowę na karku, nie pije, nie bawi się hazard i ciężko pracuje to się tam ustawi całkiem przyzwoicie.

    Natomiast nie ma tam bajki, edenu ani krainy mlekiem i miodem płynącej. A to że sporo ludzi którzy tam wyemigrowali i przyjeżdzają tutaj i koloryzują - a co mają powiedzieć? Że tyrają za najniższe stawki, palma im odpaliła, są zadłużeni na kartach i ten tydzień czy dwa w polandzie to jedyny czas kiedy mogą przez chwilę być w świetle zazdrosnych spojrzeń i błyszczeć?

    A kompleksów nie dość że nie mamy, to nie mamy czego się wstydzić. Pracowitości i jakości pracy to mogą nam tylko zazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gwoli sprawiedliwości, jakieś tam powody do wstydu się znajdą. Ale tylko dla tych, którzy sami swoją pewność siebie budować muszą na sukcesach innych/zbiorowości, wtedy i niestety "czarne owce" także biorą z dobrodziejstwem inwentarza.

      Podstawa to możliwość/umiejętność KOMUNIKACJI z miejscowymi.
      Dwa, to zasób wiedzy ( wycinkowej w swojej profesji bądź ogólnej) tak aby miec co komunikowac.
      Trzy, głowa na karku.

      I KOKODZAMBO:)

      Usuń
    2. @Spinnaker01

      Z tą pracowitością to bym nie przesadzał, może i w pracy siedzimy więcej ale jesteśmy mniej wydajni. Lepiej siedzieć 8 h i zrobić co należy, niż pół dnia zmarnować na pogaduchy i internet, a później zostawać po godzinach. Tutaj do szkopów nam sporo brakuje.

      Usuń
    3. Jak masz na biurku 383 zamiast Srintel core15.7, to Twoja wydajność na pewno będzie gorsza.
      Tak jakby niemiaszki nie lubili poplotkować,czy dać w palnik.

      Piotr K.

      Usuń
  5. To jest cała ta ich przewaga nad PL - pieniądze i to też nie wszędzie. Anglia to już cień dawnego imperium, szkoda wspominać, Południe Europy organizacyjnie jest do tylu nawet względem Polski. Skandynawia, Austria, Szwajcaria trochę Niemcy to są może kraje od których odstajemy. Z drugiej strony Europe jako całość dzieli przepaść od Japonii czy Singapuru i to raczej tam należałoby patrzyć. Problem Polski jest taki, że jesteśmy kolonią a nie niepodległym krajem. Dlatego u nas nie ma perspektyw no ale jakie mają być skoro nie mamy własnego przemysłu tylko montownie i centra dystrybucji. Dlatego też ludzie więcej pracują a mniej zarabiają bo jesteśmy na samym dole piramidy.

    Obyczajowo to oczywiście mamy przewagę nad nimi ale problem będzie się zaostrzał bo z otwarciem granic weszły wszystkie narzędzia deprawacji. A co do reszty to chyba najlepiej tu pasuje jedno zdanie od ks. Natanka o nas... "Jesteście darmowym łupem, wykształconym, inteligentnym, zdrowym i jeszcze mającym nie najgorszy kręgosłup." Trafnie to ocenia wg mnie. A jak komuś mało to większy fragment sławnego kazania:


    Oto Matka Boża daje nam rozkaz:
    „Odzyskaj swoje dzieci Polsko, bo zbyt łatwo pozwoliłaś im odejść do obcych bogów przeczących wierze w Chrystusa.”

    Z kilku rodzin przyjaciół błagałem, nie wysyłaj pan córki, syna, na zachód, nie wysyłaj. Posłuchali. Dziś pościągajcie te dzieci i niech jedzą suchy chleb, ale nie zatracą ducha, Boga i Kościoła, błagajcie ich aby wrócili do Polski. By nie pracowali na tych zdrajców wolności, człowieka, Kościoła i narodów.

    „Zbyt mało Polsko cenisz swoją krew, zbyt mało kochasz swoje dzieci. Ofiaruj Mi twoje dzieci bo chce je wszystkie zgromadzić przy mnie. Chce aby powróciły do domu i nie oddawały się więcej zgubnym praktykom na obczyźnie.”

    Narzekaliście na komunizm, to dzieci, wnet będziemy im pomniki budowali. Przecież to to było... Skończyłeś szkole, dostałeś nakaz pracy, z urzędu ci dawali. Było się to przy Polsce. Wiecie jak nas komunizm ochronił? Jakby te granice były otwarte zaraz po wojnie to dziś z Polski byłaby już Holandia, bo my są takie głupole jako naród, że tylko co się blichtrci zaraz to przyjmujemy. Przecież komunizm, to dziś ogłaszam publicznie, było to błogosławieństwo Boga z przestrzeni czasów, że Bóg potrafił to diabelskie zło na takie dobro wyciągnąć. Mamy za nimi kilkadziesiąt lat spóźnienia, stad tez wszystkie siły rzucili na Polskę, żeby przyspieszyć ten proces dorównania Niemcom, Holandii i Francji w deprawacji. Wszystkie siły europejskie są dzisiaj rzucone na ziemię polską. A my, przyjeżdża europejczyk brawo, kawusia, jaka kawusia, cepy w rękę i niech uważa, co na ziemi polskiej mówi i robi. A my wszystko, plują na Polskę, wygadują, nikt nie zabierze głosu. Są dni ekumeniczne, innowiercy rąbią równo na Polskę a nasz biskup stoi, słowa nie powie, by się sprzeciwić, tak nie jest do końca, tak nie było. Wszystko milczy to znaczy, że się zgadzają z ich słowami. A wy później wierzycie ze tak było.

    „Nie wypuszczajcie waszych dzieci, na zgubę, ochraniajcie nowe pokolenie.” Mówi Matka Boża: „Powracajcie do domów, wasze serca, nie są takie jak ich serca. Nigdy nie zaznacie szczęścia na obczyźnie, serce Polaka zawsze należy do mnie i spośród wszystkich moich dzieci, rozpoznaje zawsze wasze serca tak zagubione i tak oszukane. Powracajcie do waszych korzeni, Moje dzieci. Choćbyście udawały, że jesteście, takie same jak inni, których pragniecie we wszystkim naśladować, nie jesteście takimi i nigdy takimi nie będziecie.”

    Polaku ty nie będziesz Niemcem! Polaku ty nie będziesz Francuzem! Ty jesteś Polakiem! Ty się obudź! Poczuj swoją duszę, poczuj swoją dumę, miej swój honor!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy komentarz. Bardzo dyskusyjny również. Nie traktuj mej polemiki Broń Boże jako ataku, a jako emanację moich myśli/przekonań/doświadczeń.

      1. Piszesz: "Polaku ty nie będziesz Niemcem! Polaku ty nie będziesz Francuzem! Ty jesteś Polakiem! Ty się obudź! Poczuj swoją duszę, poczuj swoją dumę, miej swój honor!"

      Historia, literatura PEŁNA jest przykładów KOSMOPOLITYZMU wśród naszych przodków. Chęć roztopienia się, nie-bycia sobą nie jest zatem współczesnym wynalazkiem/zagrożeniem. Wczoraj i dziś, i na bank także jutro jej motywy będą identyczne czyli albo kompleksy albo mamona.

      To nie są czasy ostateczne.

      2. Piszesz: "Z kilku rodzin przyjaciół błagałem, nie wysyłaj pan córki, syna, na zachód, nie wysyłaj."

      Ja powiem WYSYŁAJ jeśli tylko możesz! Sam jestem przykładem osoby, która w bardzo młodym wieku żyła w kilku krajach świata, dostawała bardzo intratne propozycje czy to matrymonialne czy zawodowe, a mimo to za każdym razem wracałem do kraju. W trakcie takiego, a nie innego życia poznałem wiele wierzeń/religii/światopoglądów, cześć z ciekawości praktykowałem, a mimo to jestem i czuję się chrześcijaninem.

      Każdy wyjazd to okazja na spotkanie z NOWYM, INNYM! To okazja do przejęcia pozytywów i wyczulenia się na negatywy. Jeśli tylko przeszedłeś prawidłową FORMACJĘ w latach dziecięcych czy to dzięki pracy rodziców/rodziny czy nauczycieli to żaden wyjazd nie będzie zagrożeniem. Trzeba mieć po prostu twarda dooopę i mocny kręgosłup moralny.

      Jeśli całe życie w domu był brud i smród, rodzice wychowanie "zwalali" na szkołę, a szkoła myła ręce bo to przecież rola rodziców to faktycznie wchodzący człowiek w życie MOŻE zachowywać się jak pies spuszczony z łańcucha. Może ale nie musi bo jak ze dwa razy w dostanie W kość to sam na błędach nauczy się życia. Niestety taki niewykształcony człowiek wystarczy, że do miasta pójdzie i też będzie stracony...tam go przecież nie-obcy, a swoi wbiją w "dumę" bo przecież "młody, zdolny,...".

      Nie należy bac się wyjazdów, kontaktów z innymi. TRZEBA pracowac tak nad sobą jak i nad osobami nam powierzonymi. Ale taka postawa wymaga czegoś od nas.

      3. Piszesz: "Narzekaliście na komunizm, to dzieci, wnet będziemy im pomniki budowali. Przecież to to było... Skończyłeś szkole, dostałeś nakaz pracy, z urzędu ci dawali. Było się to przy Polsce. Wiecie jak nas komunizm ochronił?"

      Powiem szczerze, że ja jednak tej szczęśliwości komunizmu nie kupuję. Często słyszę w rodzinie, że była praca, że była prościej...ale nie było wolności!!! Zero alternatywy, zero możliwości. Rodziłeś się robem, całe życie zginałeś kark i jak umierałeś to w sklejce chowali bo niby zadrukowane papierki byłby tylko nic za nie kupic nie szło!!!

      Komunizm z jednej strony odgrodził nas od świata, opóźnił konfrontację z "nowym", ale to z jego winy mamy ten garb...porażki wbitej w paszport, te kompleksy, wstyd.

      Byłbym ostrożny w gloryfikowaniu tego okresu chociaż miał i swoje plusy. Np. Polacy byli bardziej zżyci z rodziną, wiadomo było gdzie jest granica pomiędzy dobrem, a złem...teraz nieustanne wybory. Nie wszyscy dają radę. Ale taki już nas los na tej ziemi. Dopiero w niebie będzie raj, prawda?


      To są najbardziej istotne różnice pomiędzy mną, a księdzem Natankiem. Rozumiem jego punkt widzenia. W kilku kwestiach mam po prostu inny. Zakazany owoc smakuje najbardziej i dlatego żadne zakazy, nakazy nie powstrzymają tych, którzy są słabi, a na koniec dnia wszyscy tacy jesteśmy.


      Dzięki za ten komentarz. Potrzebny jest i taki głos. Bo ja nie mam monopolu ani na wiedzę ani na prawdę.

      Pozdrawiam z serca,

      Usuń
  6. Zanim jeszcze zaśpiewacie razem hymn pochwalny na swoją cześć przypomnę że nie dalej jak dwa lata temu Polacy trafili na pierwsze strony szwedzkich gazet gdy upolowali i zjedli łabędzie w parku w Sztokholmie (zresztą to nie jedyny tego typu przypadek w wykonaniu rodaków). Polacy, wracajcie do domu, w tej Szwecji taki upadek obyczajów że zamieniacie się w jakichś neandertalczyków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekaj, czekaj czy to ta sama Szwecja w której pewne miejskie krematorium posiada przyłącze do lokalnej sieci centralnego ogrzewania bo ktoś wpadł na racjonalizatorski pomysł aby...ciepło ze spalanych ludzkich zwłok się "nie marnowało"?

      Jeśli tak to szapo ba dla prawdziwych quasi neandertalczyków.

      Usuń
    2. To ja jestem neandertal, bo w czasie studiów w Szwecji polowałem w parku pałacowym na króliki z łuku, i myśleliśmy głośno nad obiadem z gęsiny nadmorskiej.

      Piotr K.

      PS. Łuki zrobili towarzysze polowania- Niemcy :D

      PS.2 Kurde, wychodzi na to, że ja to neandertal, a oni człowieki z Cro-Magnon...

      Usuń
  7. Takie narzekanie panienki z dobrego domu, która czas spędza na studiowaniu, chodzeniu do pubów i wyciąganiu wniosków o moralnej i umysłowej kondycji danej narodowości na podstawie podróży transportem publicznym. W zasadzie też kiedyś taka byłam. Ale zmienia się punkt widzenia wraz z punktem siedzenia. Zachęcam do spojrzenia na polską i zgniłozachodnią rzeczywistość poprzez pryzmat osób posiadających dzieci, niedołężnych, starych. I nie, nie jest to kwestia tylko pieniędzy, bo buduje się fontanny za miliony, a nie można wyprostować chodników, zniwelować krawężników czyniąc przestrzeń publiczną dostępną dla tych mniej dorobionych obywateli.
    Ta bezrefleksyjna zachodnia masa ma przynajmniej widoki na jakąkolwiek emeryturę, państwo raczej nie zostawi ich w biedzie (a i do tego czasu będzie obywatela za uszy wyciągać). Jak jest u nas - niech sobie każdy 30-latek odpowie, na co liczy po osiągnięciu wieku emerytalnego.
    Co do jakości życia publicznego - proszę porównać sobie nasze mass media (najlepiej publiczne) i tego paskudnego Zachodu. Ale trzeba się trochę wysilić, włączyć jakąś mało interesującą audycję, przeczytać gazetę, a nie przechadzać się o północy po centrum miasta w poszukiwaniu wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'Bezrefleksyjna zachodnia masa'??? To chyba dla ludzi którzy nigdy w życiu z nikim spoza swojej wioski nie rozmawiali a wszelkie informacje o świecie czerpią z kazań Natanka.

      Usuń
    2. @ nightwatch

      Nite, proszę Cię!

      Według mnie intencja kobiet-y opierała się na pierwszym zdaniu. Ja się z nią częściowo zgodzę. Łatwo o mniej lub bardziej krzywdzące uproszczenie powstałe na bazie dowodów anegdotycznych.

      Pamiętam jak dziś swoją rozmowę z dr. Ostaszewskim podczas, której dzieliłem się z jakże odkrywczą myślą: Amerykanie to ciemniaki, którzy pytają ile godzin jedzie się do Polski autem. Odpowiedział mi prostym pytaniem, zawartym w tej oto historii.

      Studiowałem na najlepszej w świecie uczelni, jestem uznanym autorytetem w kwestii wojny wietnamskiej i konfliktu w Korei. Zostałem kiedyś zaproszony na panel w kwestii polskiej opozycji w czasach komuny. Przyszli tacy specjaliści w tej kwestii, że miejscami nie wiedziałem o czym oni mówią. Czy nadal podtrzymujesz tezę, że Amerykanie to debile?

      Spuściłem wzrok, razem z całą głową. Wstydem i sromotą było wyciągać wnioski dla zbiorowości na podstawie kilku interakcji z lokalsami. Czułem jak wielką kompromitacją była moja wypowiedź.

      Text, który postawiłem jako nowa notkę także opiera swą tezę na kilku opiniach, na iluś tam przeżyciach. Są one wybiórcze i mocno tendencyjne. Kobiet-a zwraca na to uwagę chociaż sama przy okazji nie jest wolna od spłaszczenia tematu.

      U innych staraj się najpierw znaleźć pozytyw, a dopiero gdy go naprawdę brakuje to używaj ironii. Jesteś Mistrzem Absurdu ale wobec bliźnich to broń ostateczna.


      @ Kobiet-a

      W swym komentarzu zawierasz kilka treści.

      Zgadzam się w kwestii wstępnej oceny historii z tej notki. Nie kwestionuję zasady: punkt widzenia=punkt siedzenia. Jest mi bliski pogląd o upadku szeroko rozumianych mediów w tym kraju. Dostrzegam wyższość polityki/udogodnień prorodzinnych w takiej Francji, Niemczech czy Szwecji niż nad Wisłą.

      Kwestionuję: wyjątkowości podejścia do starych i niedołężnych ( u nas nadal resztki więzów rodzinnych, poświęcenia, opieki) tam w przeważającej większości porzucenie w hospicjach i "dobra śmierć" bez jej życzenia, a często nawet przy wcześniejszym sprzeciwie.

      Wątpię czy dobrobyt socjalny jest do utrzymania na "zachodzie" w obecnej formie!

      Pomimo to wszystko bronię przesłania "końca polskiego wstydu". Ponieważ coraz mniej dzieli nas od "zachodu", a to że głównie przez statystyczne obniżenie tamtejszego poziomu to już inna sprawa.

      Usuń
    3. "Kwestionuję: wyjątkowości podejścia do starych i niedołężnych ( u nas nadal resztki więzów rodzinnych, poświęcenia, opieki) tam w przeważającej większości porzucenie w hospicjach i "dobra śmierć" bez jej życzenia, a często nawet przy wcześniejszym sprzeciwie."

      To jest spłycenie kwestii systemu opieki nad starszymi ludźmi, oprócz hospicjów jest jeszcze kilka "przedstadiów", a "dobra śmierć" wskazuje jaki wpływ na kształtowanie światopoglądu mają artykuły bądź programy o eutanazji. Naprawdę taki jest obraz losu osób starszych w Europie Zachodniej?
      Co do więzów rodzinnych i poświęcenia to już teraz życzę wszystkim wiele siły, cierpliwości i pieniędzy, bo to się przydaje w trakcie sprawowania opieki (ja intensywnie myślę, jak to rozwiązać).
      Polska jest super krajem, ale dla pięknych, młodych i (przynajmniej w miarę) bogatych. No i oczywiście zdrowych.

      Usuń
    4. Oj, akurat z kobiet-ą się w pełni zgadzam, mój komentarz dotyczył wcześniejszych wpisów....

      Usuń
    5. @ kobiet-a

      Piszesz: "To jest spłycenie kwestii systemu opieki nad starszymi ludźmi,(...)"

      Odpowiadam: Czego oczekiwałaś po kilku-zdaniowym komentarzu? Zresztą sama także nie podajesz, do którego kraju jako wzorca się odnosisz. To także wpłynęło na taką, a nie inną moją odpowiedź.

      Co do samej opieki hospicyjnej/paliatywnej/domów seniora to jest to "branża", w której w Polsce faktycznie jest JESZCZE dużo do zrobienia. To DUŻO wynika z tego, że wcześniej(za komuny) nie było popytu ( znaczącego) na tego typu usługi/pomoc. Teraz część "dzieci" robi kariery i nie mają ani czasu ani sił na opiekę nad np. rodzicami. Ilość "dzieci" wzrasta i równolegle wzrasta "infrastruktura".

      W kwestii "dobrej śmierci" to swej wiedzy nie opieram na jakiś czytadłach czy quasi dokumentach w mediach, a na raportach, analizach i kontakcie z pewnymi ludźmi.

      Los osób starszych w Europie Zachodniej BYNAJMNIEJ nie jest cukierkowy! Jeśli nie mają funduszy, ubezpieczeń to ich los jest nie do pozazdroszczenia. Subiektywnie będąc niedołężnym czy schorowanym wolałbym ten okres życia spędzić w RP.

      Co do więzów rodzinnych/poświęcenia to...w najbliżej rodzinie tego typu "rozwiązania" właśnie przerabiam. Życzenia zatem przyjmuję i czuję, że powinienem odwzajemnić bo się przydadzą.

      Co do pięknych, młodych i zdrowych oraz w miarę bogatych to znam lepsze kraje/miejsca do życia niż Polska. Tutaj nie jest ani super ani koszmarnie źle. Tak może zakończę.

      Powodzenia, pozdrawiam.


      Usuń
  8. Ja się tak zastanowiłem jak podsumować to wszystko te setki znaków ,,, i przypomniała mi się stara kozacka pioseneczka ... "My nasrali na jewropu, kopnęli japońca w dupę ..." przekład niewierny ale piękny ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wot zagwozdka!


      ps. stawiając ten post liczyłem, że się pojawisz. Pozdrowienia.

      Usuń
  9. Można się zachwycać, że w Edynburgu można tak samo dostać w mordę w nocnym autobusie, jak i w Warszawie, że w Paryżu jest brudno, a we Włoszech kierowcy autobusu to idioci. No można jak komuś to poprawi humor.
    Jeżeli się jednak porówna choćby tak trywialną rzecz jak infrastrukturę drogową wspomnianych tutaj Włoch, UK i Francji z polskimi drogami, to się można załamać, a później zastrzelić i powiesić.
    To samo dotyczy infrastruktury kolejowej i energetycznej...

    P.S. Jedno za co naprawdę cenię kraj nad Wisłą, to że stosunkowo łatwiej tu się wybić ponad klasę średnią, na tzw. zachodzie jest to obecnie ogromnie trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt widzenia od miejsca siedzenia.

      Powtórzę się może ale chcę abyś akurat Ty miał jasnośc sytuacji.

      Cieszmy mnie, że stopniowo zmniejszamy/zasypujemy przepasc, która nas dzieli od "zachodu". Boli mnie, że w niektórych przypadkach dzieje się tylko dlatego, że ci, których gonimy "obniżyli sobie poprzeczkę".

      Chyba tyle.

      Co do wybicia się to prawda. Polska to nadal miejsce gdzie można z nizin przebić się do klasy średniej dzięki swoim zdolnościom,głowie na karku, ciężkiej pracy. Przy odrobienie szczęścia/oszustwa/kumoterstwa/przestępstwa nawet do jej stanów wyższych.

      Tak na marginesie znajmy homoseksualista opowiadał mi niedawno jedną "branżową" historię, o parze znajomych z Niderlandów ( nie pamiętam teraz czy Belgia czy Holandia), którzy żyją z zasiłku dla bezrobotnych bo...za 1400Euro nie opłaca się pracować. Wniosek wszędzie są jakieś możliwości.



      Usuń
  10. Może "trochę" tendencyjny ale wyjątkowo wpisujący się w treść notki text:

    http://wpolityce.pl/artykuly/41255-klapa-w-brukseli-kaszubski-rycerz-zostal-porzucony-przez-piekna-angele-na-rzecz-brytyjskiego-robin-hooda

    OdpowiedzUsuń
  11. Może w ramach narodowej terapii każdy rodak powinien dać w gębę Francuzowi lub Anglikowi. Nie za Katyń lub Warszawę, ale terapeutycznie za poczucie niższości i złudne nadzieje, za pozostawienie w 1939 i za unijny budżet.

    OdpowiedzUsuń
  12. P.S.

    P.S. Nie nawołuje do nienawiści rasowej ani narodowościowej , mowa nienawiści jest mi obca. Do lania w gębę można wynająć kaskadera.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślę, że dyskusję można zamknąć tym:

    "Poprawiaj i ulepszaj swoje życie na tyle wytrwale, że będziesz miał niewiele czasu na krytykowanie innych."

    H. Jackson Brown Jr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo misie podoba ta myśl! Dzięki.

      Dorzucę do niej "rób swoje, a wyniki przyjdą", "nie przejmuj się innymi ani ich opiniami bo nikt z nich nie umrze za ciebie".

      Usuń
  14. edeq ze wsi podlaskiej24 listopada 2012 20:05

    hehe pośmiałem się z artykułu tej pani. Zauważyła syf na ulicach etc w Rzymie, Paryżu, Edynburgu i się cieszy, że to tak jak u nas. A tego, że te 3 kraje mają potężny przemysł, światowe marki w niemal każdej branży (motoryzacja, zbrojeniowa, produkcji maszyn, agd, produktów luksusowych, spożywcza, okrętowa, lotnicza itd. itd.), a w Polsce co najwyżej same fabryki tych firm, to już jej nie przeszkadza.
    No to zaśpiewajmy razem Muńka:
    "Jest Super, jest super, więc o co ci chodzi?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak zwykle w punkt!

      zmieniłbym tylko " a w Polsce co najwyżej same MONTOWNIE tych firm".

      Usuń
  15. http://www.youtube.com/watch?v=7-uHFm67btw&feature=relmfu podsumowanie XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak !!!!!!! Chyba każdy kto się otarł o krajowe juniwersytety wie o co chodzi.

      Usuń
  16. "Musimy zdawać sobie sprawę, że na długie lata problem emigracji będzie kluczowy jeśli chodzi o depopulację - powiedział." Pan premier:):) Słowo "depopulacja" do niedawna tylko na oszołomskich forach.
    A tu coś w tematyce wpisu.
    " Premier ocenił, że Polska jest na dobrej drodze jeśli chodzi o ogólne zmiany cywilizacyjne, także te dotyczące struktury przemysłu, rozwoju technologii. - Jesteśmy rekordzistami w Europie jeśli chodzi o udział w produkcji AGD, w przemyśle meblarskim, transporcie, produkcji telewizorów - wyliczał. W tym kontekście powiedział o "kosmopolityzmie produkcji przemysłowej"."

    Normalnie Kwiatek na kwiatku." Szkoda każdego mieszkańca Opola, który stąd wyjedzie, tak jak szkoda każdego nienarodzonego dziecka. Bierzmy się więc do roboty, jakkolwiek to zrozumiecie - mówił premier"

    http://www.tvn24.pl/premier-w-specjalnej-strefie-demograficznej-bierzmy-sie-do-roboty-jakkolwiek-to-zrozumiecie,290917,s.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były jakiś czas temu czasy kiedy byliśmy liderami w produkcji węgla, stali, ciągników, przodowaliśmy też w innych branżach :D

      Też jeszcze świeże: http://budowametra.pl/tbm-maria-bije-wlasny-rekord/

      Piotr K.

      Usuń
  17. Ziemkiewicz od dłuższego czasy świetnie opisuje to zjawisko kompleksów, które występuje u tubylców. tutaj ładnie to podsumowuje po marszu niepodległości:
    http://www.youtube.com/watch?v=4LnbAJVUUuI

    Kompleksy te były i są wszczepiane nam przez "elity" III RP to celowa robota. Jednak Michniki strzelili sobie w stopę, bo ksenofobia i antysemityzm biorą się właśnie z kompleksów które sami nam wszczepiają. Czym więcej będą tubylców upokarzali Grosem i Pasikowskim tym większe będzie pole do zagospodarowania na tępy antysemityzm. Sami kręcą na siebie bat.

    Wtrące jeszcze słówka w kwestii Pokłosia. Ile było superprodukcji polskich o AK (o NSZ nawet nie wspomnę), a ile jest o Polakach oprawcach żydów ? Powiem lepiej skoro tak bardzo chce nam się, opowiadać o Żydach w czasie II WŚ to ile powstało filmów pokazujących Polaków w dobrym świetle. Ilość negatywnej propagandy w tym temacie jest przeciwnie proporcjonalna do ilości odznaczonych Polaków.


    Najlepszym przykładem jest I RP szlachta kompleksów nie miała do rozbiorów i problem antysemityzmu występował tylko u chłopów i kozaków czyli zakompleksionych stanów niższych.

    W II RP już tak kolorowo nie było ale biorąc pod uwagę ilość starozakonnych na naszych terenach to w porównaniu do reszty Europy nadal wypadamy na plus. Gdzie w tamtych czasach nie było antysemityzmu ?

    OdpowiedzUsuń